Taka sytuacja może dosięgnąć każdego z nas. Mowa o zwierzętach, tych domowych, ale też dziko żyjących, którym czasem podwinie się noga. Wielokrotnie słyszymy o zaginionych psach, kotach, potrąconej czy przebywającej przypadkiem na naszej posesji zwierzynie, z którą nie wiadomo co zrobić. Nie mamy wiedzy do kogo dzwonić, gdzie szukać pomocy, kogo powiadomić. W praktyce okazuje się, że procedura, choć jest prawnie jakoś tam opisana, staje się całkowicie niepraktyczna. Więcej w niej „jakoś” niż konkretnych zaleceń. Dlatego też wydaje się, że jesteśmy bezradni, ale… wcale tak nie jest.
Na teren ogrodzonej, prywatnej działki położonej tuż obok leśnego masywu przedostał się jelonek. Opiekunowie „z przypadku” widząc to, starali się wezwać odpowiedzialne za to służby. Wielokrotnie w słuchawce telefonu słyszeli: „To nie nasza sprawa, proszę dzwonić…” i tu padała kolejna nazwa odpowiedniej komórki: od policji, przez Straż Miejską, po pogotowie weterynaryjne. Godziny mijały, jelonek tracił na siłach, a pomocy nie było. Szybko okazało się, że Straż Miejska pracuje w określonych godzinach, policja nie zajmuje się takimi sprawami, a Urząd Gminy nieczynny, bo święto, itd.
trzeba było zadzwonic do radiowej „Trójki” tam był poruszony podobny temat
Coraz więcej domów w lasach, coraz mniej miejsca dla zwierząt 🙁