Ci, którzy choć trochę znają Andrzeja Rymuta doskonale wiedzą, że to typ człowieka, który nigdy spokojnie nie usiedzi na miejscu.
Jako szef pokładu w liniach lotniczych LOT ma ograniczoną możliwość wykonywania pracy zawodowej. Poczuł impuls by działać, przestać siedzieć w domu z założonymi rękami. Finanse nie były żadnym motywem tej decyzji, bo wszystkim
wiadomo, że w opiece zdrowotnej od zawsze ich brakuje. Średni personel stanowią pasjonaci, zapaleńcy lub społecznicy.Bywają też i tacy, którzy z potrzeby ducha i chęci nowych wyzwań podejmują wyzwania, które z każdym dniem wciągają
ich coraz bardziej. Andrzej, jest jednym z nich. To nikt inny, jak znany kobyłkowski społecznik, były radny, założyciel Zespołu Pomocy w Sytuacjach Kryzysowych, były prezes Stowarzyszenia Społeczno – Kulturalnego „Oś”, badacz lokalnej historii. (…)
Wołomiński szpital był pierwszym wyborem?
– Nie. Początkowo myślałam, by podjąć wolontariat w jakimś hospicjum. Zwyciężył jednak pomysł powrotu na pierwszą linię frontu, czyli szpitala i tak też się stało. Trafiłem na oddział neurologii do Szpitala Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Wołominie.
Nie było obawy „nie dam rady”?
– Lubię wyzwania, nie było obaw. Zawsze staram się podejść do sprawy racjonalnie i bez emocji. Myślałem jedynie o tym, jak zostanę przyjęty przez zespół na oddziale, jak ocenią moją wiedzę i umiejętności, czy ta ułożona, dobrze funkcjonująca
struktura mnie przyjmie do siebie.
Nie bał się Pan, że przyjdzie stanąć przed skomplikowaną aparaturą medyczną, której się nie zna, bo jej po prostu dawniej nie było?
– Nikt nikogo nie wrzuci na głęboką wodę, tu pracują odpowiedzialni ludzie. Pracę na oddziale zacząłem w zasadzie od podstaw. Każda z koleżanek doskonale wprowadzała mnie w pracę, specyfikę trudnego i ciężkiego oddziału.
Więcej na łamach Wieści.
http://www.e-kiosk.pl/index.php?page=titleissues&id_title=154563
https://www.egazety.pl/marpan/e-wydanie-wiesci-podwarszawskie.html
Szacun dla Pana!