O niezwykle trudnej sytuacji pani Eli z Wołomina – starszej kobiety, opiekującej się niepełnosprawnym synem – dowiedzieliśmy się od jej przyjaciółki. Ponieważ w opis naszej Czytelniczki trudno było nam uwierzyć, sami wybraliśmy się pod wskazany adres, by obejrzeć na własne oczy gminny lokal socjalny, który może stanowić dla niepełnosprawnej starszej pani i jej nieuleczalnie chorego syna zagrożenie dla zdrowia, a nawet i życia.
Na kilkunastu metrach kwadratowych w lokalu socjalnym przy ul. Polskiej 13, przydzielonym pani Eli i jej dorosłemu synowi, cierpiącemu na głębokie upośledzenie psychiczne, zmieściły się dwa łóżka, niewielki regał, dwa fotele i prowizoryczna kuchnia. Od niedawna jest tu też niewielka łazienka z ubikacją i prysznicem. Ponieważ w baraku socjalnym z 5 lokalami i wspólną łazienką, mieszkanie starszej pani z dorosłym synem bez wody i wc na miejscu było niemożliwe, w pomoc zaangażowało się więc Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Wołominie. Opłaciło ono 90 proc. prac związanych z zaadoptowaniem w pomieszczeniu pani Eli mikro-łazienki. Niestety, jak się okazało, dziś skutki tej pomocy starsza pani odczuwa bardzo boleśnie.
Jesienią, kiedy na dworze zrobiło się szaro i mokro, na ścianach szczytowych lokalu starszej pani (które nie przylegają do żadnych pomieszczeń) zaczęły pojawiać się czarne wykwity. Wkrótce potężna pleśń i grzyb zajął już większość ścian, zwłaszcza tych z oknami. Z nieocieplonych ścian spływa woda, która pomimo otwierania okien i wietrzenia, powoduje coraz większe zawilgocenie.
Pani Elżbieta niejednokrotnie próbowała radzić sobie z tą sytuacją sama. Wycierała ściany, ustawiła pochłaniacze wilgoci, pisała pisma do urzędu gminy i gminnej spółki administrującej budynkiem przy ul. Polskiej 13. W odpowiedzi otrzymywała wyjaśnienia, zrzucające winę za stan rzeczy… właśnie na nią. Jak piszą urzędnicy, starsza pani suszy rzeczy na kaloryferze, nie pozostawia otwartych okien i korzysta ze źle wentylowanej łazienki. Ani słowa nie wspomniano o skarpie, przylegającej do jej lokalu, która doprowadza wody opadowe właśnie na zapleśniałą ścianę jej pokoju, ani o gęsto porośniętych zaroślach za oknem, które nie doprowadzają do pokoju światła dziennego.
Sprawą zainteresowała się wołomińska Fundacja Daj Mi Skrzydła, która bardzo aktywnie włącza się w pomoc pokrzywdzonym przez los mieszkańcom gminy. To ona zleciła opinię techniczną stanu technicznego lokalu pani Elżbiety.
Sporządzona w styczniu opinia nie pozostawia wątpliwości. Lokale, w których mieszkają najubożsi mieszkańcy Wołomina znajdują się w budynku, który powstał na potrzeby przemysłowe, a następnie adaptowano go na mieszkania lokatorskie, na cele socjalne. „Wydzielono poszczególne pomieszczenia stawiając ściany z płyt G/K. Wysoka skarpa znajdująca się po drugiej stronie budynku stanowi zagrożenie, ponieważ opady deszczu skierowane są w stronę niezabezpieczonych ścian budynku. Ze względu na stosunkowo małą grubość ścian zewnętrznych /25cm/, bez ocieplenia oraz braku należytej wentylacji pomieszczeń, w tym lokalu dochodzi do przemarzania ścian zewnętrznych oraz widoczna jest pleśń i grzyb. Wydzielony aneks kuchenny nie posiada wentylacji. Lokal znajduje się w bardzo złym stanie technicznym” – czytamy w sporządzonej dokumentacji. (…)
Więcej na łamach Wieści.
http://www.e-kiosk.pl/index.php?page=titleissues&id_title=154563
https://www.egazety.pl/marpan/e-wydanie-wiesci-podwarszawskie.html
Zdaje się, że pod tym adresem była wcześniej siedziba Przedsiębiorstwa Komunalnego w Wołominie, więc dziwne, że urzędnicy nie znają problemu i przerzucają odpowiedzialność na lokatora.
Słyszałem o tej Pani. Jakoś ze dwa lata temu był nawet jakiś reportaż o niej w telewizji. Wtedy mieszkała gdzieś na mazurach (napewno nie na mazowszu). Tak się tylko zastanawiam skąd ta kobieta z chorym synem wzięła się w Wołominie? I jakim cudem przydzielono jej lokal miasta?
Poza tym uważam, że do lokali socjalnych powinny trafiać osoby za karę, np. mieszka w dobrym lokalu i nie placi czynszu, więc zostaje przeniesiony do lokalu socjalnego na np. rok.
Starsza kobieta całe życie poświęciła choremu dziecku, przypłacając zdrowiem a jakiś debil jej wypomina że śmie żyć w gminnym lokalu… dodajmy z wielkim grzybem! Może cię boli że ona w ogóle żyje? A jak umrze to przygarniesz niepełnosprawną sierotę – jej syna? Puknij się w łeb!
Tak śmiem.
Jeśli nie była mieszkanką gminy Wołomin to z formalnego punktu widzenia nie miała prawa do lokalu. Gmina ma obowiązek zapewnić lokal potrzebującym, którzy spełniają określone wymogi. Jednym z nich jest fakt zamieszkiwania w danej gminie czy mieście i kropka.
Swoją drogą ciekawe jest również zaangażowanie w sprawę PCPR. To nie ma już mieszkańców powiatu, którym warto pomagać? A dom dziecka w Równem? Czy do podopiecznych którzy opuszczają jego mury i stawiają pierwsze kroki w samodzielnym zyciu pomoc jest kierowana równie ochoczo?