Wirus z perspektywy pracowników sklepów

0

(…)Właściciele niektórych sieci szybko zareagowali na konieczne zmiany. Jest jednak taka, która owym zmianom się wciąż opiera. W tej sieci, nie wiedzieć czemu, klienci nie rozumieją powagi sytuacji i zachowują się skandalicznie. Próby wprowadzenia ograniczeń, choćby ilości klientów będących jednocześnie w obiekcie, kończą się fiaskiem.

– W sklepach jednej sieci wpuszczanych jest 20, w kolejnej 50 klientów, a u nas do oporu, bo liczy się tylko utarg. Tam, w wejściach stoją ochroniarze pilnując porządku, u nas to my „robimy za ochronę”  i czasem kosztuje to dużo zdrowia … i epitetów padających pod naszym adresem – opowiada jedna z kasjerek marketu. Pracuje tu od lat, ale nigdy jak dotąd nie miała takich stresów. – To, co się teraz dzieje, przechodzi ludzkie pojęcie. Klienci przestali nas szanować, mają za nic, walczą o towar nie myśląc o naszym bezpieczeństwie – dodaje przerażona.

Dziś liczy się pełen kosz produktów i to, by nie stać w kolejkach. Nikogo nie interesują nakazy, zakazy czy słowne prośby załogi sklepu. Obawa przez zarażeniem jest na tyle duża, że każdy myśli jedynie o własnym bezpieczeństwie. I w opisywanym markecie walka ta trwa nieprzerwanie od 6.00 rano do 22.00

– W czasach kryzysu bardziej się myśli o zarobionej kasie niż bezpieczeństwie pracowników. Wystarczy wspomnieć, że dostępne środki ochrony dla załogi to jednie mydło w służbowej toalecie. Dla klientów jest podobnie – dozownik z płynem, ale tylko do wyczerpania, zazwyczaj brakuje go na długo przed zamknięciem sklepu – opowiada, prosząca o anonimowość pracownica. (…)

Więcej na łamach Wieści.

http://www.e-kiosk.pl/index.php?page=titleissues&id_title=154563

https://www.egazety.pl/marpan/e-wydanie-wiesci-podwarszawskie.html

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj