spot_img

Boże Narodzenie po mazowiecku

0

Od wieków na Mazowszu Boże Narodzenie łączyło religijny wymiar z dawnymi wierzeniami ludowymi oraz kalendarzem rolniczym. Pomimo, że świętowanie w każdym z domów wygląda nieco inaczej, bo każda rodzina tworzy swoje, właściwe tylko dla niej zwyczaje i obrzędowość, to jednak warto sięgnąć do tych, które trwają, przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Przygotowania do świąt

Zanim nastawał świt, wiejskie dróżki i miejskie uliczki rozjaśniały płomyki adwentowych lampionów, niesionych z kościołów po „roratach” – specjalnych adwentowych mszach ku czci Matki Bożej. W wielu domach symbolikę narastającego światła podkreśla też wieniec adwentowy z czterema świecami, zapalanymi w kolejne cztery niedziele adwentu – zwyczaj wprowadzony przez jednego z niemieckich pastorów, dziś coraz chętniej praktykowany również w Polsce.

Oczywiście przed świętami trzeba zaopatrzyć się w zielone drzewko. Obwieszone łakociami i błyskotkami ma nawiązywać do rajskiego drzewa życia. Ustawiana w mieszkaniu choinka zastąpiła w Polsce wieszane u belki „podłaźniczki” będące zieloną gałęzią sosny, jodły lub świerku. Najpierw zawieszano ją czubkiem ku podłodze, następnie przyczepiano jej szczyt do stropu, później zaczęto stawiać ją na stole, a wreszcie na ziemi, lecz z zastrzeżeniem, aby sięgała wierzchołkiem do pułapu. W mazowieckich domach przeważały drzewka sosnowe lub świerkowe.

Zanim jednak choinka dotarła z Niemiec do Polski, w kątach izb umieszczano snopy niewymłóconego zboża (w zamożniejszych domach były to snopy czterech podstawowych zbóż: żyta, pszenicy, jęczmienia i owsa).

W XIX w. w dworach pojawiły się drzewka choinkowe udekorowane ozdobami ze słomy i bibuły, orzechami, jabłkami czy też wypiekanymi własnoręcznie piernikami. W latach 60. i 70. XX w. zaczęły stopniowo pojawiać także sztuczne choinki. Pierwsze powstały u zachodnich sąsiadów, a do ich wykonania użyto drutu i gęsich piór pofarbowanych na zielono.

Do rajskiego drzewa życia porównywana była również jemioła, zawieszana również często w domach na święta. Związany ze świętami Bożego Narodzenia zwyczaj wieszania jemioły u sufitu, aby móc „bezkarnie” pocałować wybrankę, przybył do nas z XVII-wiecznej Anglii.

Przed świętami trzeba również zabrać się za przygotowanie choinkowych ozdób. Wspólne ich wykonywanie integrowało rodzinę. Dawniej na ich przygotowanie poświęcano adwentowe wieczory. Po II wojnie światowej, oprócz tradycyjnych ozdób – jak jabłka (na pamiątkę rajskiego drzewa) i orzechy (symbolem pomyślności) – na choince zawieszano wykonane w czasie adwentu pawie oczka, aniołki, mikołaje, pajacyki, karuzele, jeżyki, łańcuchy, gwiazdki.

Przygotowywano też „światy” (w niektórych rejonach Mazowsza lepione dopiero po wigilijnej wieczerzy), zwane też jabłuszkami bądź opłatkami. To kuliste, przestrzenne ozdoby, wykonane z różnokolorowych opłatków, typowe dla Mazowsza. Wieszało się je pod sufitem oraz na podłaźniczce. Dawniej wierzono, że zapewniają one gospodarzom pomyślność w przyszłym roku.

Charakterystyczne dla naszego regionu są również „byśki”, czyli pieczywo przygotowane z ciasta chlebowego. Mają formę figurek symbolizujących zwierzęta gospodarskie i leśne. Każdy gospodarz stawiał je na stole w świętym kącie. Panowało przekonanie, że im więcej ich przygotuje, tym lepiej się będzie wiodło domownikom. Druga forma wypiekanych figurek to „nowe latko” przedstawiające pasterza otoczonego ptakami (bądź innymi zwierzętami) umieszczonymi na kręgu. Przynosiły pomyślność w gospodarstwie oraz zapewniały liczny przychówek, szczęście i urodzaj na cały nadchodzący rok.

Jaka wigilia, taki cały rok

24 grudnia, czyli wigilia. Jej nazwa pochodzi od łacińskich słów „vigilo/vigiliare” czyli „czuwać” oraz „vigilia” – „czuwanie” albo „straż nocna”.

Po kurpiowsku wigilia to zilija, natomiast na Boże Narodzenie mówiło się Gody, ponieważ stary rok godził się z nowym, ustępował mu miejsca. Nazwy postnik i pośnik nawiązują do zachowywania w dniu wigilii postu.

Według tradycji ten dzień był szczególny – wszystkiemu, co się w nim wydarzyło, nadawano szczególne znaczenie. Nasi przodkowie rozpoczynali go bardzo wcześnie w myśl powiedzenia „kto w wiliję rano wstanie, cały rok nie zaśpi”. Mówiono, że „jaka wigilia, taki cały rok”. Dlatego też od rana zwracano uwagę na każde słowo i gest. Dla zachowania zdrowia i urody obmywano się w rzece lub pito się wodę ze studni.

Na Mazowszu zwracano uwagę, kto pierwszy przekroczy próg domu. Każdy, kto przyszedł, miał jakieś znaczenie wróżebne: jeśli to była kobieta – to może nie najlepiej, jeśli dziecko – to wróżyło dużo prosiąt w obejściu. Wizyta mężczyzny zwiastowała pomyślność (panny miały wyjść za mąż itp.). Jeśli w wigilię zawitał do domu sąsiad, proszono go, by usiadł na chwilę „aby rok był obfity”.

W tym dniu gospodarze nie pożyczali niczego od sąsiadów, trzeba było też oddać wszystkie długi (bo zostawały na następny rok) i pogodzić się z bliźnimi. Dzieciom powtarzano, by były posłuszne, bo niegrzeczne zachowanie mogło przynieść im karę w nowym roku. Nasi przodkowie byli przekonani, że spełni się to, co wypowiedziane w wigilię. Dlatego uważali, by nie złorzeczyć nawet w myślach. Nie wolno się w tym dniu kłócić ani płakać, ale zająć się swoją pracą. Kto w wigilię położy się na chwilę relaksu, spowoduje, że latem kłaść się będzie zboże w polu.

Dzień wigilijny upływał pod znakiem postu, aż do uroczystej kolacji. Przed wieczerzą trzeba było umyć się wodą w misce, w której były monety. Przeznaczano je później na tacę, ale też wróżyło to  mnogość pieniędzy.

Zaczyna się o zmroku

Przed wieczerzą izba zmieniała się w miejsce pełne symboli. Na stole, pod białym obrusem, kładziono siano, a czasem słomą wykładano podłogę wokół ławy, by przypominała betlejemską stajenkę. Niektóre mazowieckie domy miały też swoje małe rytuały. Przed rozpoczęciem wieczerzy nogi stołu lub ławy obwiązywano łańcuchem, „by chleba nigdy nie zabrakło”. Pod stołem kładziono lemiesz od pługa, by ziemia w przyszłym roku była urodzajna i wolna od szkodników (zwłaszcza kretów).

Najważniejszym momentem wieczerzy było wspólne zasiadanie do stołu przez całą rodzinę w chwili pojawienia się pierwszej gwiazdy na niebie lub tuż po zachodzie słońca. Należało zadbać, by przy wigilijnym stole pojawiła się parzysta liczba osób, w przeciwnym razie – jak wierzono na dawnych mazowieckich dworach – któryś z biesiadników nie doczeka kolejnych świąt… Miejsca zajmowano według wieku, by zachować porządek życia i uchronić młodych przed przedwczesną śmiercią.

Zawsze pozostawiano także jedno puste nakrycie. Dziś najczęściej tłumaczy się ten zwyczaj życzliwością i otwartością na potrzebujących – jako miejsce dla „samotnego, zbłąkanego, wędrowca”. Okazuje się, że korzeni tej tradycji należy szukać na Mazowszu. Kiedyś wierzono, że to miejsce trzeba zostawić po to, żeby duchy tych, którzy już odeszli z danego domu, miały miejsce swoje przy stole.

Zazwyczaj wieczerzę wigilijną rozpoczynał najstarszy gospodarz w domu. To on pierwszy na znak miłości i wspólnoty dzielił się opłatkiem, a następnie składał życzenia, po czym białym opłatkiem łamali się domownicy. Kolorowym, owiniętym w chleb, dzielono się ze zwierzętami (wierzono, że w ten wieczór mogą przemówić do gospodarzy), głównie z krowami, wołami i owcami, co tłumaczono tym, że były one w stajni przy narodzeniu Pana Jezusa. Żaden kawałek opłatka nie mógł się zmarnować: pozostałe cząstki opłatka odkładano na talerzyk jako wyraz dzielenia się nim z duszami bliskich zmarłych, które nas nawiedzają. Fragment opłatka lądował też w studni, co miało zapewnić zdrową wodę.

Po przełamaniu się opłatkiem i krótkiej modlitwie wszyscy domownicy próbowali każdej potrawy, aby żadnej z nich w domu nie zabrakło. Wspólną cechą wigilijnej wieczerzy było spożywanie postnych dań. Ich liczba była uzależniona od zamożności domu. Jeszcze do połowy XX w. dbano, aby liczba potraw wigilijnych była nieparzysta – pięć, siedem lub dziewięć. Wierzono, że taki stół zapewni powodzenie w uprawach roślin w nadchodzącym roku. Im więcej potraw, tym obfitsze miały być plony. W wybranych domach liczba potraw odpowiadała liczbie apostołów lub liczbie miesięcy w roku.

Uczestnicy uroczystej wieczerzy wspólnie zasiadali do posiłku i nie wstawali aż do zakończenia spotkania. Złamanie tej zasady nie wróżyło niczego dobrego, bo podobnie jak oni, tak też będą robić kury – jeśli nie usiedzieli na miejscu przy wieczerzy, to i one będą spacerować, zamiast wysiadywać jajka.

Gospodynie z tradycjami nigdy nie sprzątały dań ze stołu po wigilii – być może tymi smakołykami zechcą posilić się dusze zmarłych odwiedzające domostwa.

Świąteczne menu

A co jedzono przy świątecznym stole? Wszystko zależało od regionu i… zamożności domu. Potrawy przygotowywane na kolację wigilijną na Mazowszu miały składać się przede wszystkim ze składników zebranych z pola, ogrodu, lasu i wody. Przygotowywano je więc z mąki, kaszy, warzyw, owoców i miodu; były grzyby z lasu, ryby z jeziora, śliwki, jabłka i gruszki. Nawet w najbiedniejszych rodzinach jadano solone śledzie, które można było dość tanio nabyć w wiejskiej karczmie czy w sklepiku w miasteczku.

Typowymi mazowieckimi potrawami wigilijnymi były: kapusta z grochem, kluski z makiem, kapusta z grzybami, barszcz grzybowy, zupa z suszonych owoców, ziemniaki z wody, racuchy zwane słodziakami, ryby, pierogi z kapustą i grzybami, czy rwaki – ręcznie wyrabiane kluski. Jedzono czerwony barszcz z uszkami, karpia w śmietanie, smażone grzyby oraz postną kapustę z grzybami. Popularny był też pęczak polany olejem i miodem, zwany na wschodnim Mazowszu „kucją”. Nie brakowało śledzi podawanych zwykle z ziemniakami, w wielu domach smażono również pampuchy (miękkie, drożdżowe ciasto wrzucane na gorący tłuszcz). Na stołach dworskich i mieszczańskich przeważał barszcz czerwony z uszkami i ziemniakami. Jadano też zupę rybną i migdałową, a ryby przyrządzano na różne sposoby.

W północnej części Mazowsza na stołach królowały kluski z makiem, czerwony barszcz z uszkami, pierogi z grzybami, groch z kapustą czy śledzie podawane zwykle z kartoflami.

W radomskim kolację zaczynano od zupy. Popularny był barszcz grzybowy z kluskami, żur z chlebem czy też kapuśniak z kwaszonej kapusty. Na stole musiały znaleźć się również wszystkie rodzaje kaszy, pierogi z nadzieniem z grzybów lub siemienia lnianego. Stosunkowo rzadko podawano ryby – jeśli już, to śledzie.

Na Kurpiach podczas wigilijnej wieczerzy pojawiały się na stołach gotowane ziemniaki i kasze (często była to kasza jaglana polewana olejem lnianym). Podawano kapustę kwaszoną z dodatkiem grzybów lub grochu, kluski z makiem, zupę owocową z kluskami, robioną z suszonych jagód i doprawianą miodem, a także barszcz czerwony albo rosół z prośnianek (gąsek). Na stołach bardziej zamożnych Kurpiów można było znaleźć smażoną rybę, a w biedniejszych domach jedynie śledzie. W późniejszym okresie bożonarodzeniowe menu rozszerzyło się o pierogi z kapustą i grzybami.

Jak przygotować tradycyjne mazowieckie dania? Kilka przepisów możemy znaleźć na stronach naszego miesięcznika „Mazowsze. Serce Polski”. Znajdziemy tu przepis na barszcz na własnym zakwasie, wigilijny pieróg z kapustą i grzybami, pierogi pieczone z kapustą i grzybami, bigos z kapustą albo śledzia w śmietanie z czosnkiem.

Świętować święta

Po wieczerzy wigilijnej rodzina spędzała czas na wspólnym śpiewaniu kolęd, kręceniu powróseł i wróżbach. Młodzi wyciągali spod obrusa źdźbła siana: zielone zwiastowało rychłe zamążpójście lub ożenek, zwiędłe oznaczało, że trzeba będzie poczekać, a pożółkłe wróżyło staropanieństwo lub starokawalerstwo. Z siana wróżyły również gospodynie, odczytując z jego długości, jak bogato obrodzi len, a z koloru – jak długie będzie życie. Gospodarze natomiast ze snopów ustawionych w rogach izby wyciągali kłosy, rozcierali je w dłoniach i liczyli ziarna. Najwięcej ziaren wskazywało, które zboże wyda najlepszy plon w nadchodzącym roku. Ze słomy kręcono powrósła, by gospodarze przepasani nimi wyruszyli na pasterkę, a po powrocie mogli owinąć nimi pnie drzewek owocowych, chroniąc je w ten sposób przed robactwem i suszą oraz zapewniając obfite plony.

W tradycji mazowieckiej, obok wspólnej wieczerzy, ważnym elementem było obdarowywanie się drobnymi upominkami. Jeszcze w latach pięćdziesiątych dzieci często otrzymywały prezenty wykonane własnoręcznie przez ojca lub dziadka. Dla dziewczynek przygotowywano wstążeczki, spinki do włosów, chustki, a dla chłopców – małe scyzoryki. Najczęściej jednak upominkiem były pierniki lub słodkie bułki, które stanowiły prawdziwy rarytas.

Po takim czuwaniu wyruszano do kościoła na pasterkę, by przywitać nowonarodzonego.

Pierwszy dzień świąt spędzano w ścisłym gronie rodzinnym śpiewając kolędy i jedząc przygotowane specjalnie na tę okazję potrawy: kiełbasy, tłusty bigos, pieczenie i ciasta. Był to czas spokoju, odpoczynku i radości w gronie najbliższych.

Drugi dzień świąt, czyli dzień św. Szczepana, spędzany był zazwyczaj poza domem. Podczas mszy św. gospodarze święcili w kościele owies, a młodzież z chóru sypała ziarnem zbóż wychodzących z kościoła wiernych (a zdarzało się i księdza) na pamiątkę ukamienowania pierwszego męczennika. Zwyczaj miał zapewnić zdrowie, pomyślność i obfite plony.

Tego dnia plebani wraz z organistami wyruszali odwiedzać domy wiernych, przynosząc błogosławieństwo i zbierając tzw. kolędę – jajka, drób, słoninę, kiełbasę i sery. W ślad za nimi ruszały grupy kolędnicze, które śpiewały przed domami, otrzymując w zamian drobne pieniądze, kawałek ciasta czy innych potraw. Jedną ze starszych form kolędniczych były grupy z kozą, niedźwiedziem lub turoniem, którym towarzyszyły postaci przebrane za dziadów.

Cały artykuł dostępny jest na stronie mazovia.pl. Zachęcamy także do posłuchania podcastu Samorządu Województwa Mazowieckiego „Halo! Tu Mazowsze”, pt „Kluski z makiem czy kutia? Odkryj zwyczaje świąteczne na Mazowszu!”.

Informacje z Mazowsza

0

Zamkną przedszkole?

0

W kwietniu br. informowaliśmy o tym, że Przedszkole nr 2 im. Pyzy Wędrowniczki w Wołominie nie będzie prowadziło naboru dla nowych kandydatów na rok szkolny 2025/2026. Ta decyzja zmartwiła wówczas wielu rodziców dzieci, które uczęszczają do tej właśnie placówki.

W ubiegłym tygodniu, podczas posiedzenia komisji edukacji Rady Miejskiej w Wołominie, ponownie dyskutowano o przyszłości tego najstarszego wołomińskiego przedszkola. Czy ostatecznie placówka zostanie zlikwidowana? Wiele zależy od decyzji, jaką w tym temacie podejmą niebawem radni.

Jak wynika z danych przedstawionych przez dyrektor Zespołu Ekonomiczno-Administracyjnego Szkół i Przedszkoli w Wołominie, w roku szkolnym 2023/2024 było 66 wolnych miejsc po zakończeniu rekrutacji w wołomińskich przedszkolach. W obecnym roku jest ich 88 (bez Przedszkola nr 2, w którym nie prowadzono rekrutacji). W przedszkolu znajdującym się na ul. Wiejskiej są aktualnie aż 53 miejsca wolne.

– Już w tej chwili mamy o jedno przedszkole za dużo. Za dwa lata może być za dużo o 2-3 przedszkola. Przychodząc tu do pracy w 2021 r., w Szkole nr 7 zastałam placówkę z liczbą dzieci na poziomie około 900. W tej chwili jest to około 480-490 dzieci – relacjonowała kierownik ZEASiP Karina Jaźwińska, dodając, że jest to problem nie tylko gminny, ale ogólnopolski.

Jednocześnie po rozmowie z dyrektor Przedszkola nr 5 zaproponowano, aby połączyć z tą placówką Przedszkole nr 2. – W tym roku był nabór tylko dla dzieci trzyletnich w naszym przedszkolu i my ten oddział utworzyłyśmy, ale gdyby był nabór robiony też w Przedszkolu nr 2 i w naszym, to by powstały dwa oddziały 12-osobowe. Nie wiem, czy gmina byłaby w stanie takie oddziały utrzymać, bo koszt wzrasta, im dzieci jest mniej – mówiła Magdalena Kiliszek, dyrektor Przedszkola nr 5.

W posiedzeniu komisji edukacji uczestniczyli również rodzice dzieci uczęszczających do Przedszkola nr 2, znajdującego się przy ul. Polnej. – Bardzo mi zależy na Przedszkolu nr 2 i z tego, co słyszałam wcześniej, mowa była o remoncie, a tutaj pani dyrektor nic nie mówiła o remoncie – mówiła jedna z matek. (…)

Cały tekst przeczytasz na łamach Wieści.

https://www.egazety.pl/marpan/e-wydanie-wiesci-podwarszawskie.html

http://www.e-kiosk.pl/index.php?page=titleissues&id_title=154563

Podziękowań czas…

0

Czwartkowe, świąteczne spotkanie rodzin zastępczych w Powiatowym Centrum Kultury Fabryczka to czas dzielenia się radością oraz podziękowania za wsparcie udzielane na co dzień rodzinom przygarniającym potrzebujące dzieci z naszego powiatu. Poprowadziła je Joanna Pawlak ze Stowarzyszenia Rodzicielstwa Zastępczego Iskra Nadziei, która przedstawiła tym razem tylko radosne strony rodzicielstwa zastępczego.

– Cieszymy się, że możemy spotkać się dzisiaj razem z wami w atmosferze radosnych świąt Bożego Narodzenia – mówiła do zgromadzonych na sali władz powiatu, parlamentarzystów, dyrektorów i pracowników jednostek pomagających na co dzień rodzinom zastępczym oraz przyjaciół z innych fundacji. – Dzisiejszy dzień jest wyjątkowy nie tylko dlatego, że zbliża się czas świąteczny, ale także dlatego, że możemy być tu razem jako jedna wspólnota ludzi związanych z pieczą zastępczą. Dzisiejszy czas przypomina nam, jak ważne są relacje, wspólnota i obecność drugiego człowieka. Spotykamy się, aby mówić o tym wszystkim, co nas jako rodziny zastępcze cieszy, wspiera, co nam pomaga. Dzisiaj nie narzekamy, dzisiaj cieszymy się, że przybyliście państwo do nas tak licznie, znajdując czas w tym niełatwym przecież okresie przedświątecznym.(…)

Cały tekst przeczytasz na łamach Wieści.

https://www.egazety.pl/marpan/e-wydanie-wiesci-podwarszawskie.html

http://www.e-kiosk.pl/index.php?page=titleissues&id_title=154563

Rusza projektowanie autostrady na terenie powiatu

1

Jak informuje Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, dziewięć firm projektowych złożyło oferty w przetargu na wykonanie Studium techniczno-ekonomiczno-środowiskowego (STEŚ) wraz z uzyskaniem decyzji środowiskowej dla ostatniej części obwodnicy Warszawy. Ofertę z najniższą ceną złożyła firma Europrojekt Gdańsk, która wyceniła prace na 6 019 435,50 zł. Kosztorys GDDKiA wynosi 6 916 905 zł. Rozpoczęła się analiza i ocena wszystkich ofert.

– Zakładamy, że umowa z wykonawcą, w przypadku braku odwołań, zostanie podpisana w II kwartale 2026 r. Wykonawca na realizację zadania będzie miał 48 miesięcy od daty jej zawarcia. Zakończenie prac przewidywane jest w 2030 r. Zadaniem projektanta będzie opracowanie dokumentacji, zawierającej wariantowe poprowadzenie Wschodniej Obwodnicy Warszawy (WOW) oraz przygotowanie materiałów do wniosku o uzyskanie decyzji środowiskowej. Przeanalizowane zostaną możliwe warianty przebiegu nowej trasy (…)

Cały tekst przeczytasz na łamach Wieści.

https://www.egazety.pl/marpan/e-wydanie-wiesci-podwarszawskie.html

http://www.e-kiosk.pl/index.php?page=titleissues&id_title=154563

Mieszkańcy zdecydują

1
Kiev, Ukraine - January 3, 2019: Shelves with alcoholic drinks in the supermarket.

Czy na terenie Kobyłki również zostanie wprowadzony zakaz sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych? Właśnie rozpoczęły się konsultacje społeczne w tej sprawie. Ankietę w sprawie wprowadzenia ograniczenia nocnej sprzedaży napojów alkoholowych na terenie Kobyłki można znaleźć na stronie: www.kobylka.formularze.org/e-formularz/1751.html. Mieszkańcy za jej pomocą mogą wypowiedzieć się na temat tego, czy popierają wprowadzenie ograniczenia sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych, tj. 22.00 – 6.00 (…)

Cały tekst przeczytasz na łamach Wieści.

https://www.egazety.pl/marpan/e-wydanie-wiesci-podwarszawskie.html

http://www.e-kiosk.pl/index.php?page=titleissues&id_title=154563

Kolejny apel o pomiary hałasu

1

Kiedy skończy się udręka mieszkańców Ząbek, którzy narzekają na poziom hałasu z obwodnicy Marek oraz z ul. Radzymińskiej? Zapytał o to po raz kolejny radny Sławomir Nowak. W swojej interpelacji, skierowanej do burmistrza Ząbek, przypomniał, że o to samo pytał rok temu, dostarczając do urzędu petycję mieszkańców podpisaną przez ponad 150 osób.

„W imieniu mieszkańców północnych Ząbek (Drewnica), zwracam się ponownie z prośbą o podjęcie działań mających na celu obniżenie poziomu hałasu z obwodnicy Marek oraz z ul. Radzymińskiej. W związku ze złożoną petycją, w dniu 31 marca 2025 r. Pani Burmistrz udzieliła odpowiedzi przedstawicielom Mieszkańców. Do odpowiedzi zostało też dołączone Sprawozdanie z pomiaru hałasu (…) w ww. punkcie pomiaru „nie stwierdzono przekroczenia dopuszczalnych poziomów hałasu”. Niestety, ale punkt pomiaru został dobrany (…)

Cały tekst przeczytasz na łamach Wieści.

https://www.egazety.pl/marpan/e-wydanie-wiesci-podwarszawskie.html

http://www.e-kiosk.pl/index.php?page=titleissues&id_title=154563

GARDŁOWA SPRAWA

0
Fot. Aleksandr Zyablitskiy/Getty Images

Katar, zapalenie gardła, ucha środkowego, zatok – brzmi znajomo? Szacuje się, że około 15 proc. dzieci cierpi z powodu nawracających infekcji, a najczęściej dotyczą one górnych dróg oddechowych (GDO).

Według tegorocznego Narodowego Testu Zdrowia województwo mazowieckie znalazło się w gronie pięciu regionów o najlepszej kondycji zdrowotnej. Taki wynik to efekt konsekwentnych działań i zaangażowania wielu osób oraz instytucji – od specjalistów i pracowników ochrony zdrowia, po samorząd, organizacje pozarządowe i mieszkańców, którzy aktywnie dbają o swoje zdrowie – zauważa członkini zarządu województwa mazowieckiego, Anna Brzezińska.

Dla samorządu województwa mazowieckiego najwyższym priorytetem jest zdrowie i dobro

mieszkańców naszego regionu. Na szczęście w naszym województwie mamy świetne placówki medyczne, z doświadczoną i fachową kadrą, mającą do dyspozycji wysokospecjalistyczny sprzęt. – dodaje.

DLACZEGO DZIECI TAK CZĘSTO CHORUJĄ?

Średnio u dzieci występuje od czterech do ośmiu infekcji dróg oddechowych w roku. Zwiększenie liczby zakażeń może być związane np. z pójściem dziecka do żłobka czy przedszkola. Wynika to z naturalnego procesu dojrzewania układu immunologicznego i znacznego narażenia na patogeny w placówkach opiekuńczych. Również starsze rodzeństwo „przynosi” do domu coraz to nowe infekcje, które przekazują mniejszym dzieciom.

Infekcje górnych dróg oddechowych najczęściej, bo nawet w 80-90% przypadków spowodowane są przez wirusy, głównie rhinowirusy, dające objawy zwykłego przeziębienia, wirusa RSV, czy znane wszystkim wirusy grypy i paragrypy – wyjaśnia prof. CMKP dr hab. n. med. Karolina Dżaman, konsultant wojewódzki w dziedzinie otolaryngologii dla województwa mazowieckiego oraz Kierownik Kliniki Otolaryngologii CMKP w Mazowieckim Szpitalu Bródnowskim (placówka samorządu województwa). – Bakterie rzadko stanowią pierwszą przyczynę infekcji, ale dość często infekcja wirusowa może po kilku dniach przejść w fazę bakteryjną z powodu nadkażenia bakteriami np. gronkowca czy paciorkowca.

JAK TO ODRÓŻNIĆ?

Większość infekcji wirusowych rozpoczyna się stopniowo, od niewielkiego wodnistego kataru, zatkania nosa czy umiarkowanego bólu gardła. – Typowe dla nich jest także kichanie czy bóle mięśniowe występujące w grypie. Chociaż najczęściej obserwuje się tu stany podgorączkowe, czy też niewielką gorączkę. Zdarzają się także infekcje wirusowe przebiegające z wysoką temperaturą. Większość infekcji wirusowych ustępuje samoistnie po kilku dniach lub wymaga jedynie kilkudniowego stosowania leków przeciwzapalnych i przeciwbólowych – wylicza prof. Dżaman. – Infekcje bakteryjne częściej mają nagły początek i bardziej gwałtowany przebieg, z wysoką gorączką, towarzyszącym gęstym katarem, niekiedy żółtym lub zielonym, silnym bólem gardła, bólem przy połykaniu, a niekiedy nawet szczękościskiem, utrudniającym otwieranie ust. Bez leczenia objawy nasilają się. Wdrożenie antybiotykoterapii przynosi szybką poprawę stanu ogólnego pacjenta.

Zarówno w infekcjach wirusowych, jak i bakteryjnych GDO typowe jest – najczęściej obustronne

– powiększenie węzłów chłonnych szyi: są bolesne przy dotykaniu, a skóra nad nimi może ulegać zaczerwienieniu.

NIE ZAWSZE ZATOKI

To taki klasyczny problem, przerabiany w każdym domu: spływanie wydzieliny po tylnej ścianie gardła i kaszel. W ciągu dnia jest całkiem znośnie, ale symfonia kaszlu zaczyna się, gdy dziecko kładzie się spać. Jeśli uda mu się zasnąć – kaszel je wybudza i w takich interwałach upływa domownikom noc. – Spływanie wydzieliny po tylnej ścianie gardła jest naturalną drogą oczyszczania zatok, ponieważ ruch rzęsek nabłonka oddechowego w nosie i zatokach, kieruje wydzielinę do tyłu jamy nosa i dalej w kierunku gardła, a nie do przodu nosa. Kwestią ważną jest tu przede wszystkim, jak dużo jest tej wydzieliny oraz jaką ma ona konsystencję – czy łatwo pacjentowi jest ją ewakuować – tłumaczy lekarka.

Krztuszący kaszel, męczące się dziecko – podejrzenie pada na zatoki, bo dokuczliwość objawów sugeruje, że to nie może być przecież „zwykła” infekcja…

Zapalenie zatok jest następstwem przeziębienia i kataru. Pojawia się, gdy dochodzi do nagłego

wystąpienia niedrożności nosa, wydzieliny z jam nosa, bólu lub rozpierania twarzy, najczęściej nasilającego się przy pochylaniu oraz zaburzeń węchu. U dzieci często objawem towarzyszącym jest kaszel – wynik spływania wydzieliny po tylnej ścianie gardła. Objawy charakterystyczne dla zapalenia zatok są najbardziej nasilone w godzinach porannych – wyjaśnia lek. Piotr Fudalej, ordynator Oddziału Otolaryngologii Szpitala Dziecięcego im. prof. Jana Bogdanowicza w Warszawie (placówka samorządu Mazowsza). – Ból i rozpieranie twarzy dotyczy okolicy czołowej, nasady nosa, bądź policzka – w zależności od tego, czy zmiany zapalne są najbardziej nasilone w zatoce szczękowej, czołowej, klinowej czy zatokach sitowych.

TRZECI MIGDAŁ – USUWAĆ?

Migdałek gardłowy u dzieci pełni funkcję immunologiczną, szczególnie u dzieci w wieku 3–6 lat, a po tym okresie zaczyna stopniowo się zmniejszać i najczęściej nie obserwujemy go już u młodych dorosłych. – Absolutnie nie zalecamy profilaktycznego usuwania trzeciego migdałka u dzieci. Migdałek gardłowy jest częścią układu chłonnego gardła i stanowi barierę ochronną przed wnikającymi przez nos drobnoustrojami. W ten sposób przyczynia się do oczyszczania powietrza, którym oddychamy – zaznacza ordynator z bródnowskiego szpitala.

Sama wielkość migdałka gardłowego może być wskazaniem do operacji dziecka wówczas, gdy powoduje on znaczne pogorszenie drożności nosa, bo – jak korek – od tyłu zamyka jamę nosową. – Adenotomia (usunięcie migdałka gardłowego) wskazana jest tak-że w sytuacji, gdy zatyka on trąbkę słuchową, prowadząc do przewlekłego wysiękowego zapalenia uszu lub niedosłuchu u dziecka. Innym wskazaniem do tej operacji są występujące u dziecka bezdechy, przewlekłe zapalenie zatok czy wady wymowy lub zgryzu wymagające leczenia ortodontycznego – wyjaśnia

prof. Dżaman.

ANTYBIOTYK NA ANGINĘ?

Anginy, wbrew powszechnej wiedzy, najczęściej mają podłoże wirusowe, a nie bakteryjne. Leczenia antybiotykowego wymagają pacjenci, u których w badaniach laboratoryjnych lub wymazach z gardła stwierdzamy zakażenie bakteryjne – najczęściej paciorkowcowe. – Angina jest chorobą ogólnoustrojową, dlatego też ważne jest, by ustalić, co się działo w przebiegu anginy – np. czy pacjent miał wysoką gorączkę – rzędu 40°C, towarzyszące powiększenie i bolesność węzłów chłonnych czy np. powikłania anginy. Bezwzględne wskazania do operacji usunięcia migdałków podniebiennych (tonsillectomii) są dość ograniczone. Należą tu częste „rzeczywiste” anginy. Częste to znaczy min. 7 angin w ostatnim roku lub średnio 3 anginy na rok przez ostatnie 3 lata. Kolejnym wskazaniem do tonsillectomii są powikłania anginy tj. ropień okoł migdałkowy czy np. zapalenia stawów, mięśnia sercowego lub łuszczyca. Na zabieg ten decydujemy się także u pacjentów z bezdechami spowodowanymi obturacją GDO przez duże migdałki podniebienne, czy też u pacjentów z guzem migdałka. U dorosłych zabieg tonsillectomii wiąże się z dużym ryzykiem powikłań, niekiedy zagrażających życiu, tj. masywne krwawienia, a także dość ciężkim okresem pooperacyjnym, dlatego też wskazania do tego zabiegu muszą być wyważone. Warto wspomnieć, że przed decyzją o tonsillectomii warto rozważyć szczepienie skierowane przeciw bakteriom powodującym najczęściej infekcje GDO, bo może się okazać, że uchroni ono pacjenta przed niepotrzebną operacją – uzupełnia prof. Karolina Dżaman.

Cały tekst dostępny jest w miesięczniku „Mazowsze. Serce Polski” 12/2025, a także na stronie mazovia.pl.

Informacje z Mazowsza

0

Miasto dla ludzi, a nie ludzie dla miasta

1

2 grudnia w Centrum Aktywności Wołomin – Stara Elektrownia, odbyło się spotkanie z mieszkańcami w sprawie konsultacji społecznych, dotyczących organizacji ruchu w obszarze rewitalizacji miasta. Podczas spotkania szczegółowo omówiono analizę komunikacyjną oraz koncepcję organizacji ruchu dla wołomińskiego obszaru rewitalizacji. Udostępniona wcześniej w internecie analiza obejmowała pełne pomiary ruchu drogowego, badania natężenia i kierunków przemieszczania się, a także szczegółowe opracowania dotyczące najważniejszych ulic, w tym rejonu Placu 3 Maja. Dość wnikliwie zagłębili się w nią mieszkańcy Wołomina, którzy proponowane przez projektantów i urzędników rozwiązania, komentowali na fb, często w dość mocnych słowach. Zaproponowane rozwiązania spowodowały wśród nich niemałe poruszenie, nie dziwi więc to, że w zorganizowanym przez wołomiński urząd spotkaniu wzięło udział bardzo wiele osób, które chciały wyrazić swoje zdanie.

Zanim jednak doszło do dość długiej części dyskusyjnej z obecnymi na sali mieszkańcami Wołomina, warianty koncepcji omówił przedstawiciel firmy projektowej, która na zlecenie wołomińskiego urzędu zajęła się tym tematem. – System organizacji ruchu, który zaproponowaliśmy ma zapewniać dojazd i wyjazd. Po to został wprowadzony w takim układzie jednokierunkowości, żeby ograniczyć cały ruch tranzytowy niezwiązany w ogóle z tym obszarem, który mógłby sobie zrobić skrót przez ten obszar. Chcemy też utrudnić przejechanie z jednego krańca obszaru w drugi z wykorzystaniem środka tego obszaru. Chcemy wprowadzić taką zasadę, że aby przejechać z jednego końca na drugi, trzeba wyjechać na zewnątrz – na przykład w ul. Lipińską czy Sikorskiego, żeby nie przejeżdżać przez cały obszar. Cel jest podstawowy – zmniejszyć natężenie ruchu w tym obszarze w środku – powiedział projektant, omawiając główne założenia tworzonej koncepcji. Według jego wizji, Wołomin mógłby być miastem z małym ruchem samochodowym, gdzie mieszkańcy chętnie by spędzali wolny czas w okolicach Placu 3 Maja. (…)

Cały artykuł przeczytasz na łamach Wieści.

https://www.egazety.pl/marpan/e-wydanie-wiesci-podwarszawskie.html

http://www.e-kiosk.pl/index.php?page=titleissues&id_title=154563