Pośród wielu punktów piątkowej sesji Rady Miasta i Gminy Radzymin z pewnością najważniejszym był ten z numerem 8. Stanowił o możliwości rozwiązania straży miejskiej, a zatem problemie, który w swym programie wyborczym nowy burmistrz uznał za kluczowy. Likwidacja straży podobnie jak budowa obiektów modułowych, była credo jego kampanii wyborczej. Mimo doskonałego przygotowania i dyscypliny w ugrupowania burmistrza decyzja nie zapadła. Czyżby czuł się przegrany?
O likwidacji radzymińskiej straży miejskiej mówi się od lat. Swego czasu mówiono, że generuje ona tylko środki nie dając nic w zamian. Innym razem wykazywano, że jej rola jest trudna do przecenienia. W zależności od koniunktury włodarze chwalili ją, mocno dofinansowując, w innym przypadku ganili za rozciągłość i brak sukcesów.
Swego zdania nie mieli także mieszkańcy, ale tych tak naprawdę nikt nigdy o zdanie nie pytał, a wydaje się, że w tym przypadku byłoby to działanie celowe. I choć SM została powołana jednoosobową decyzją burmistrza w roku 1991, dziś do jej odwołania potrzeba zgody co najmniej 15 głosów z 29-osobowej Rady.
Mieszkańcy podobnie jak władza, mówią o strażnikach rożnie. Jeżeli już, to pamiętają głównie z zabezpieczania uroczystości, imprez burmistrza czy pomoc dzieciom na przejściach dla pieszych. Innym na myśl przychodzi widok strażnika jedynie z procedurą mandatową, ale ta w obliczu innych straży gminnych była raczej marginalna. O ile zatem społeczeństwo Radzymina w swych osądach jest wyraźnie podzielone, o tyle nowy burmistrz Krzysztof Chaciński od zawsze ma jedno zdanie – likwidować. I właśnie to chciał przeforsować podczas sesji Rady Gminy, a co zupełnie mu nie wyszło, stając się pierwszą dotkliwą porażką. (…)
Więcej na łamach Wieści.