Wiele emocjonujących zwrotów akcji miała czwartkowa dyskusja radnych i burmistrz Wołomina na temat przyszłości Miejskiego Zakładu Oczyszczania i wybudowanej, choć nieuruchomionej instalacji przetwarzania odpadów w Lipinach Starych. Nieoczekiwanie pojawiła się informacja o planach prywatyzacji gminnej spółki, której sprzeciwiają się związkowcy i radni opozycji, jednak zaraz potem gruchnęła wiadomość jeszcze bardziej sensacyjna.
Dyskusję nad przyszłością zakładu MZO rozpoczęło odczytanie przez przewodniczącego Rady listu pracowników spółki i zakładowej NSZZ Solidarność, w którym deklaruje się ogromne zaniepokojenie załogi, związane ze zmianą najpierw wiceprezesa, potem rady nadzorczej, a na koniec prezesa, oraz wypowiedziami przeciwników instalacji składowania śmieci w tak niewielkiej odległości od wołomińskich osiedli. „Odnosimy nieodparte wrażenie, iż dotychczasowe działania miasta jednoznacznie zmierzają ku likwidacji MZO, albo jej cichej prywatyzacji” – piszą pracownicy. Jak zauważa autor listu, nie mówi się o tym, że możliwe jest uzyskanie umorzenia ponad 8-milionowej pożyczki z NFOŚiGW pod warunkiem szybkiego uruchomienia instalacji. Jak napisano w liście, instalacja to dobro dla mieszkańców. Równocześnie autor domaga się włączenia w skład rady nadzorczej przedstawiciela pracowników spółki. W dalszej części grozi się burmistrz podjęciem radykalnych kroków dla dobra spółki. (…)
Kiedy wydawało się już, że dyskusja zmierza ku końcowi, burmistrz ponownie poruszyła temat rzekomych planów prywatyzacji: – Proszę mi powiedzieć kto niepokoi związki zawodowe i mówi o prywatyzacji? Gdzie się taka informacja pojawiła? Czekam, gdzie? – a po chwili ciszy dodała: – Jeszcze raz mówię, nikt nie prywatyzuje. Choć, przepraszam, przypominam sobie jedną z naszych rozmów i myślę, że już czas by to wybrzmiało. Kiedy dowiedzieliśmy się o odwołaniu GDOŚ do SKO poinformowałam o tym radnych z klubów Rady, mieliśmy spotkanie u mnie w gabinecie. I chyba któryś z radnych mówił o sprzedaży spółki za złotówkę, i wiem kto. Czy ktoś mógłby mnie wesprzeć, kto wówczas mówił o sprzedaży spółki? Panie radny czy mógłby mnie pan wesprzeć? – zapytała burmistrz, zwracając się do radnego Roberta Kobusa.
– Na spotkaniu wtedy nikt inny jak przewodniczący Czarzasty powiedział, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie sprzedaż spółki za przysłowiową złotówkę – wypalił radny Kobus, wprawiając w przewodniczącego w wyraźne zakłopotanie.
– Panie radny nie zgodzę się z tym, bo moja wypowiedź była w innym kontekście… – bronił się Leszek Czarzasty. (…)
Więcej na łamach Wieści.