Ubiegłotygodniowa dyskusja na temat przyszłości wybudowanej w gminie, ale nieuruchomionej instalacji przetwarzania odpadów przyniosła wiele ciekawych wniosków. Odnosząc się do krytycznej sytuacji związanej z inwestycją, szefostwo Miejskiego Zakładu Oczyszczania w Wołominie skierowało oskarżenia w kierunku osób, które wychwyciły błędy w niezbędnej dokumentacji. Radni natomiast wyrazili chęć wyprostowania całej sprawy tak, by instalacja w Lipinach Starych mogła działać bez przeszkód. (…)
Sporo zamieszania wzbudziło także ostatnie zdanie analizy prawnej, przedstawionej przez spółkę MZO. Czytamy w niej: „Rozważania podważające prawidłowość wykonywanej rozbudowy zakładu zagospodarowania odpadów, mogą mieć jedynie na celu zatrzymanie prowadzonej inwestycji bądź prowadzić wprost do jej przejęcia przez podmiot trzeci.”
Takie zarzuty pojawiały się już w wielu kuluarowych rozmowach, teraz wypowiedział je głośno zarząd spółki. Odniosła się do nich burmistrz Elżbieta Radwan: – MZO przedstawiło nam w kontropinii, że jest to jakieś wrogie przejęcie przez osoby trzecie. To mieszkańcy chcą wrogo przejąć MZO? Przecież o oni się odwoływali. To tu szukać problemu? – pytała retorycznie. – Jeśli jakiekolwiek uchybienie jest w tej procedurze i po analizie i konsultacji można będzie wysunąć jakikolwiek taki wniosek, oczywiście złożę stosowne zawiadomienie do wszystkich stosownych służb.
Do sprawy odniósł się także były wiceburmistrz, dziś prezes ZEC Sylwester Jagodziński, którego nazwisko figuruje w podpisie pod felerną decyzja środowiskową. – Nie będę się kłócił z tym, że są błędy w tej decyzji, ponieważ została ona wydana na teren zalewowy. Ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi. Jednak żeby wydać taką decyzję środowiskową trzeba zebrać szereg dokumentów. Jest raport oddziaływania na środowisko, który informował, że ten obszar nie jest terenem zalewowym, zażądałem także analizy hydrologicznej od MZO, i GDOŚ nie miał już do tego uwag. Dlatego decyzję podpisałem. Faktem jest, że decyzja środowiskowa obejmuje teren zalewowy, ale sama inwestycje już na tym terenie nie została wybudowana – tłumaczył, apelując do sumienia radnych: – Mamy zakład, w którym pracuje sto osób, jest składowisko, mamy wybudowane obiekty. I co dalej? Rezygnujemy z takiego zakładu, licząc się z tym, że sto osób nie będzie miało pracy, że spółka miejska nie będzie przynosić dochodów? Na odpadach da się zarabiać. Skoro mamy spółkę, obiekty, samochody, pracowników i jeśli zacznie funkcjonować Regionalna Instalacja Odpadów Komunalnych to wypracowany zysk trafi do gminy i mieszkańców. Z tego zysku da się wiele zrobić – przekonywał, przedstawiając radnym pomysł, by poprzez wypracowane zyski nakazać spółce rozebranie starego wysypiska, a odpady zutylizować lub sprzedać. – W innym wypadku za rok będziemy musieli przegłosować uchwałę o podwyższeniu cen śmieci, bo nikt mnie nie przekona, że odpady wożone 100 km dalej będą odbierane za tę samą cenę co odpady wożone 4 km dalej.
Jak zdecydowano, w tej sytuacji MZO powinien wystąpić o zmianę decyzji środowiskowej i nadal zabiegać o pozwolenie zintegrowane i uzyskanie statusu RIPOK. Jednak w tej kwestii jest bardzo dużo wątpliwości, jak choćby ta, czy władze gminy będą mogły wydać poprawną decyzję środowiskową na istniejącą już instalację. – Pamiętajcie, że co byśmy zrobili, nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji. W poprzedniej kadencji nie wzięto jednego czynnika pod uwagę: nie rozmawiano z mieszkańcami i to się zemściło. (…)
Więcej na łamach Wieści.