spot_img
Strona główna Blog Strona 299

Europarlament nie dla naszych

19

Dla żadnego z reprezentantów powiatu wołomińskiego nie znalazło się miejsce w Europarlamencie. „Nasi” odpadli w niedzielnych wyborach, a przepaść pomiędzy głosami oddanymi na nich i na liderów list z okręgu była bardzo duża. Jak wynika z ankiety przeprowadzonej na stronie internetowej Wieści, przed wyborami Czytelnicy nie mieli złudzeń co do szans kandydatów z powiatu. Na pytanie „Czy którykolwiek mieszkaniec powiatu wołomińskiego zostanie eurodeputowanym w 2014 roku?” 89 proc. internautów odpowiedziało: „Nie”.

Mimo tego na wybory poszliśmy, a frekwencja w naszym powiecie (26,30proc.) była wyższa od ogólnopolskiej o ok. 3 proc. Najtłumniej w lokalach wyborczych stawili się mieszkańcy Zielonki, a najmniej pracy miały komisje w Strachówce.

W powiecie wołomińskim wygrał PiS, choć różnica pomiędzy partiami u nas tradycyjnie była dużo większa. W powiecie wołomińskim PiS zdobył 42,66 proc., a PO – 26,16 proc. PSL mógł liczyć na 3,88 proc. poparcia.

Bardzo ciekawie kształtują się głosy oddane na PiS w poszczególnych gminach powiatu. Największe poparcie dla tej partii wyrazili mieszkańcy Dąbrówki (60 proc.) i Poświętnego (56,54 proc.). Najmniej głosów PiS otrzymało w Zielonce (36,69 proc.), Markach (37,33 proc.) oraz uwaga: w Wołominie (38,48 proc.), w którym aktualnie rządzi właśnie PiS. (…)

Więcej na łamach Wieści.

Wołomin: Mieszkańcy znów niedoinformowani

11

W poniedziałek, już od samego rana, do redakcji Wieści przychodzili mieszkańcy z okolic os. Lipińska w Wołominie, zbulwersowani tym, co spotkało ich podczas próby oddania głosu w wyborach do Europarlamentu. – Tak skandalicznych wyborów jeszcze nie było! – stwierdził ostro mężczyzna, który jako pierwszy opowiedział nam o swoich problemach z oddaniem głosu.

Jak relacjonują Czytelnicy, władze miasta zdecydowały się zmienić granice okręgów i lokalizację punktów wyborczych, nie informując o tym mieszkańców. – Byłem świadkiem, kiedy do komisji obwodowej, zlokalizowanej na OSiR przyszli starsi ludzie, mocno zdenerwowani i zasapani. Jak mówią, najpierw błądzili szukając swojej komisji, a potem musieli jeszcze pokonać kilkadziesiąt wysokich schodów by oddać głos. Obwody zmieniono np. w ten sposób, że mieszkańcy np. ul. Legionów musieli przejść spory kawałek aż na Huragan. Członkowie tamtejszej komisji przyznali, że niezadowolonych wyborców było tego dnia bardzo dużo. W ich stronę kierowano przekleństwa, krzyki i awantury. Wszystko to przez zaniechanie wołomińskich urzędników – opowiada Czytelnik.

Jak twierdzi małżeństwo, które odwiedziło w poniedziałek redakcję, oni również błądzili w niedzielę po całym osiedlu Lipińska, by znaleźć swój lokal wyborczy. (…)

Rzeczywiście, władze Wołomina zmieniły granice okręgów uchwałą przegłosowaną przez Radę Miejską. Dlaczego rzetelnie nie poinformowały o tym mieszkańców, rozklejając ogłoszenia w widocznych miejscach? Urzędnicy tłumaczą jak zwykle, że opublikowali informacje o zmianach w internecie. Ciekawe, czy w czasie jesiennych wyborów też będą tak chować przed mieszkańcami swoje wizerunki na plakatach i ulotkach…

Więcej na łamach Wieści.

 

Macierewicz w Kobyłce

9

22 maja, czyli tuż przed finiszem kampanii eurowyborczej, do Kobyłki zawitał wiceprezes PiS Antoni Macierewicz wraz z kandydatką PiS do Europarlamentu – Anitą Czerwińską.

Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania z sali hotelu Gregory została wyproszona ekipa telewizji TVN. To zajście spotkało się z głośnym aplauzem zgromadzonych na sali osób. Oficjalnym powodem wyprowadzenia kamerzystów TVN-u był brak pozwolenia na filmowanie spotkania. Antoni Macierewicz podczas swoich wypowiedzi poruszył sporo różnych tematów, począwszy od sytuacji w Unii Europejskiej, a skończywszy na ideologii gender i katastrofie smoleńskiej. Wiele razy wytknięte zostały też błędy głównych przeciwników politycznych. – Rząd Donalda Tuska niszczył polskie stocznie powołując się na Unię Europejska. W tym samym czasie pani Angela Merkel rozbudowywała stocznie niemieckie korzystając w dużym stopniu z tego, że my traciliśmy kontrakty. Donald Tusk ma jedną zaletę, jest człowiekiem szczerym i szczerze mówi nam wszystkim prosto w twarz, że polskość to nienormalność. On nie ukrywa swojego programu dla Polski i otwarcie przyznał, że będzie działał według idei polskość to nienormalność – powiedział wiceprezes PiS. (…)

Więcej na łamach Wieści.

Tragedia w Duczkach-miesiąc później

12

Nic nie przywróci już życia tragicznie zmarłemu 14-letniemu Kamilowi, gimnazjaliście z Zespołu Szkół w Duczkach, jednak jego przypadek ma szansę otworzyć oczy na sytuację podobnych mu uczniów. Otworzyć oczy zarówno kadrze pedagogicznej, jak i kolegom i rodzicom takich dzieci. A co dzieje się w gminie po samobójstwie chłopca?

„Tragiczna śmierć ucznia dotknęła niewątpliwie całą naszą społeczność lokalną. Najważniejsze było zapewnienie rodzinie, uczniom, nauczycielom niezbędnej pomocy i opieki psychologicznej w tej niezwykle trudnej sytuacji. Najistotniejsze jest dobro dzieci, dla których śmierć kolegi była dużym wstrząsem.”- informuje naczelnik wydziału polityki społecznej i edukacji Liliana Zientecka.

Tymczasem rodzina Kamila zgodnie twierdziła, że w pierwszym tygodniu po tragedii nikt nie zaproponował im pomocy psychologa. Jak donoszą nam Czytelnicy (uczniowie i rodzice szkoły w Duczkach), wszystkie klasy usłyszały ostrzeżenie od grona pedagogicznego, że nie wolno opowiadać mediom o tym, co dzieje się w szkole. Nieposłusznych ma czekać surowa kara.

Poruszeni tą informacją zapytaliśmy gminną naczelnik oświaty, czy takie straszenie ma jakąkolwiek podstawę prawną i czy dyrekcja może zakazać uczniom rozmowy z mediami – nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi. Tymczasem polskie prawo nie dopuszcza możliwości „kneblowania ust” uczniom, studentom czy pracownikom przez zarządcę czy właściciela szkoły, firmy czy instytucji. Każdy ma prawo wypowiadać swoje zdanie nt. otaczających go wydarzeń, w swoim imieniu i pod swoim nazwiskiem. Czy dyrekcja nie zna prawa czy celowo je ignoruje? (…)

Więcej na łamach Wieści.

Rusza budowa szpitala

0

W minionym tygodniu informowaliśmy o decyzji Sejmiku o dokapitalizowaniu spółki Mazowiecki Szpital Wojewódzki Drewnica Sp. z o.o z przeznaczeniem na podwyższenie kapitału zakładowego. O skutkach tej decyzji z byłym wicemarszałkiem województwa Krzysztofem Strzałkowskim rozmawia Julita Mazur.

Był Pan współautorem uchwały przyjętej na ostatniej sesji Rady Sejmiku, która de facto uratowała szpital w Drewnicy. Na czym polegał pomysł pomocy Drewnicy?

– Cieszę się, że na sam koniec mojej pracy jako wicemarszałka województwa udało się doprowadzić do kompromisu w zakresie budowy nowego szpitala w Drewnicy. Placówki bardzo potrzebnej i jak wykazały analizy, prawie nie do zastąpienia. Radni województwa podnosili problem bardzo wysokich kosztów finansowych budowy szpitala. Z ponad 300 mln zł przeznaczonych na ten cel prawie połowa to odsetki od obligacji. W obecnej sytuacji budżetu Mazowsza radni nie chcieli się zgodzić na kolejne obciążenia.

Wspólnie przewodniczącym klubu radnych PO w Sejmiku Panem Wojciechem Bartelskim udało nam się doprowadzić do serii spotkań z samorządowcami z Ząbek, jak również pracownikami szpitala. Jednocześnie trwały prace mające na celu zmianę modelu finansowania szpitala. Udało się znaleźć dodatkowe 20 mln zł w budżecie województwa mazowieckiego w 2016 roku, które zasilą budowę szpitala. (…)

Więcej na łamach Wieści.

Przebieraniec, nie ułan

57

13-letni koń Dino od pięciu tygodni leżał na podmokłej łące w miejscowości Karolew, w gminie Tłuszcz. Tam skończył swój żywot, tuż po zakończeniu rajdu do Boruczy, na obchody do miejscowości Kąty Wielgi z okazji 151. rocznicy Powstania Styczniowego. Jak twierdzą świadkowie, zwierzę zostało zajeżdżone, a następnie pozostawione konające w błocie przez Andrzeja Michalika, „koniarza” z Kobyłki, organizatora popularnych uroczystości patriotycznych i rekonstrukcyjnych w powiecie. Właściciel Dino nie umie wytłumaczyć, dlaczego pozostawił „truchło” – (padłe zwierze) nie powiadamiając odpowiednich służb. O takim obowiązku wiedzieć powinien, bowiem od lat czynnie działał w komisjach i służbach ochrony środowiska.

– Z posiadanych przeze mnie informacji wynika, że podroż pięciu ułanów ze stajni „Galop” w Kobyłce zaczęła się bardzo źle. Po pierwszej godzinie jazdy wypadkowi uległ ośmioletni Lord, który skręcił kark. W niczym to jednak nie przeszkadzało trzem ułanom, by kontynuować dalszą jazdę. Być może owa pogoń i walka z czasem sprawiła, że w drodze powrotnej zagadkowemu wypadkowi uległ kolejny koń, 14-letni Dino. O ile uznać można, że wypadki losowe się zdarzają, o tyle trudno przyjąć, iż działo się to bez przyczyny – zaczyna swą wypowiedź młoda dziewczyna, pośrednio związana z ujawnieniem tego, o czym kilkanaście osób chciałoby szybko zapomnieć. Są wśród nich z pewnością ci, którzy byli uczestnikami wspomnianej wyprawy, na początku kwietnia bieżącego roku. Wyraźnie zdenerwowana kobieta zapewnia, że zrobi wszystko, by tę sprawę wyjaśnić do końca.     Najgorsze w tym wszystkim jednak jest nie to, że doszło do wypadków, ale naganna, wręcz nieludzka postawa jeźdźca, którym był Andrzej Michalik. Jest dla mnie rzeczą niezrozumiałą, jak miłośnik koni, a tak mówi o sobie prezes Stowarzyszenia Miłośników Kawalerii im. 1. Pułku Ułanów Krechowieckich, mógł pozostawić konającego konia na podmokłej łące nie powiadamiając służb, by te zabrały zwłoki. Jak racjonalnie wytłumaczyć fakt, że przez pięć tygodni ich zalegania, był na miejscu tragedii trzy razy i nie pomyślał o ich utylizacji? Nie wierzę, a mam ku temu podstawy, by radny powiatowy, członek komisji ochrony środowiska, myśliwy, przez trzy godziny, jak mówi, fachowo ratował konającego Dino. Nie docierają do mnie argumenty właściciela stajni „Galop”, który twierdzi, że w czasie reanimacji brodząc po pas w wodzie zamoczył telefon i nie mógł wezwać pomocy. Pytam: to jakim cudem zatelefonował do znajomych, by odebrali go z miejscowości Tuł – pyta miłośniczka koni. (…)

Andrzej Michalik przedstawia Wieściom swoją wersję zdarzeń: – Przygniótł mnie, padając na bok, mimo to udało mi się oswobodzić. Starałem, się go podnieść. Nie udawało się, zdjąłem siodło i dlatego też do pomocy poprosiłem chłopaków, którzy stali nieco dalej. Pomoc na nic się zdała. Co prawda Dino podniósł się raz, ale po chwili ponownie zapadł się w wysokiej trawie. Coś mu się działo. Walczyliśmy o niego przez trzy godziny. W pewnym momencie było widać, że Dino odchodzi, wyciągnął się, przestał oddychać. Wyciągnąłem telefon, chciałem ściągnąć pomoc, ale ten nie działał. W trakcie ratowania zamokły nam telefony. Brodziliśmy po pas w wodzie. Na niebie zmierzchało, wyszliśmy na drogę. Kolejny raz suszyliśmy telefony, wreszcie udało się i wezwaliśmy pomoc – opowiada Michalik. – Pieszo doszliśmy do Tułu i stąd zabrał nas samochód. Była już ciemna noc, dobrze po 22.00. Samochód oświetlał drogę koniom, którymi jechali nowi jeźdźcy. Następnego dnia rano przyjechałem po siodło. Jadąc myślałem, że stanie się cud i Dino odżyje, ale nie. Zostawiłem go na kępach traw. Rano leżał tak jak go zostawiliśmy, tylko pod ciężarem ciała lekko zanurzony w wodzie.(…)

Więcej na łamach Wieścikon1421b

Memy: broń na zakochanych w sobie włodarzy?

23

Już dziś wiadomo, że najbliższe wybory samorządowe w powiecie staną się przede wszystkim wojną na zdjęcia. A ponieważ starosta, burmistrzowie i wójtowie mogą pstrykać je na każdej miejskiej uroczystości i podczas „gospodarskich wizyt” na inwestycji, już dziś swoje oblicza chętnie umieszczają na urzędowych stronach www, w gminnych periodykach i rozsyłają do bezpłatnych gazet. Mistrzami w „strzelaniu foci” jest burmistrz Wołomina i starosta, którzy ściskali sobie dłonie już chyba na każdym możliwym tle. A ponieważ prawie wszyscy jesteśmy wzrokowcami i obraz pamiętamy najdłużej, nic dziwnego, że tego typu „pijarowe” sztuczki wykorzystywane są przy każdej możliwej okazji. Jak się jednak okazuje, wrzucone do sieci fotki szybko stają się bronią obosieczną. Przekonali się o tym ostatnio trzej włodarze, beztrosko spacerujący po remontowanej ulicy i pozujący do zdjęcia… (…)

Więcej na łamach Wieścimem1421

Narada ws. wysypiska

33

Ponieważ materia jest trudna, a protesty społeczne bardzo głośne, burmistrz Wołomina postanowił przedyskutować z radnymi sprawę rozbudowy wysypiska i planów wybudowania w Starych Lipinach instalacji, która w przyszłości stałaby się Regionalną Instalacją Przetwarzania Odpadów Komunalnych (RIPOK). By jednak wdrożyć zaawansowaną koncepcję władz gminy w życie, potrzebna jest uchwała o przyjęciu planu zagospodarowania tego terenu, nad którą pochylą się niebawem radni. Właśnie ich zdanie na ten temat zamierzał poznać burmistrz, który w minioną środę zaprosił radnych do urzędu. (…)

Więcej emocji na środowym posiedzeniu niewątpliwie wzbudziła kwestia rozbudowy wysypiska w Starych Lipinach. Niektórzy z radnych uważali, że niepotrzebnie wycofano z marcowej sesji niezbędny dla inwestycji projekt uchwały o przyjęciu planu zagospodarowania terenu. Teraz głos mieszkańców jest donioślejszy i przyjąć plan będzie znacznie trudniej. Podczas dwugodzinnej dyskusji przedstawiano argumenty, które zdaniem władz miasta przemawiają zarówno za budową RIPOK, jak i przeciw niej. Przypomniano, że budowa instalacji do utylizacji odpadów może przyczynić się stabilizacji podatku śmieciowego i daje pewną pracę dziesiątkom osób w MZO. Z drugiej strony przyznano, że nikt nie zagwarantuje utrzymania stawek za śmieci, ani tego, że za pół roku MZO wygra przetarg na wywóz odpadów.

Zastanawiano się także czy wołomiński RIPOK będzie konkurencyjny wobec podobnego, powstającego w Zielonce i co najważniejsze: jakie wpływy do miasta zapewni ta instalacja. (…)

Więcej na łamach Wieści.

Co z Kruczkiem?

3

Zdaniem naszego Czytelnika z Zielonki jezioro Czarne (Kruczek), umiejscowione na granicy Zielonki i Marek obumiera, podobnie jak życie wokół niego. Pamięta czasy, gdy teren ten cieszył się dużym zainteresowaniem zarówno mieszkańców, jak i podróżujących trasą 631 turystów. W otoczeniu jeziorka można było poleżakować na plaży, pograć w szachy, wypożyczyć kajaki i rowery wodne. Teraz jest to smutne, zaniedbane i opuszczone miejsce. – Czy władze Zielonki i Marek, współgospodarze tego terenu, nie mogliby współdziałać, by obszar znów przyciągał swoim urokiem? – pyta Czytelnik.

Jak się okazuje, zarówno władze Zielonki, jak i Marek nie mają sobie w tej kwestii niczego do zarzucenia. – Teren, na którym zlokalizowane jest jezioro Kruczek wraz z otoczeniem, stanowią własność prywatną. Gmina nie ma podstaw do zarządzania, ani zagospodarowania otoczenia tego zbiornika wodnego. Staramy się jednie systematycznie sprzątać śmieci – tłumaczy Elżbieta Jurczyk, sekretarz miasta Marki.

Urzędnicy w Zielonce przytaczają nam natomiast topografię terenu: Kruczek, droga dojazdowa do jeziora i parking leżą w Markach. Na terenie Zielonki znajduje się jedynie pomnik pomordowanych w 1944 r. który znajduje się około 100 metrów za jeziorem, w stronę Zielonki. Teren ten, jak twierdzi gmina, jest sprzątany ze śmieci.(…)

Więcej na łamach Wieści.

Nie naszym kosztem!

5

Ta informacja spadła na władze Zielonki i Jadowa jak grom z jasnego nieba. Pod koniec minionego weekendu włodarze przypadkowo dowiedzieli się o planach likwidacji komisariatów policji w ich gminach. Zaskoczeni i wściekli już dziś zapowiadają, że wykorzystają wszystkie legalne środki by bronić „swoich” mundurowych. Zaangażowali się także radni i mieszkańcy.

Od pierwszych chwil, kiedy pojawiła się ta wówczas nieoficjalna jeszcze wiadomość (przekazana przez Wieści), strona internetowa Zielonki wyraźnie się ożywiła. Burmistrz poinformował mieszkańców, że w związku z zamiarem likwidacji komisariatu policji w Zielonce wystąpił do przewodniczącego Rady Miasta o zwołanie nadzwyczajnej sesji Rady Miasta Zielonka. Zeskanował także oficjalne pismo do komendanta powiatowego policji, wnoszące o wyjaśnienia w zakresie pojawiających się informacji o likwidacji komisariatu.(…)

Sprawy toczą się błyskawicznie. W poniedziałek, w Starostwie Powiatowym odbyło się spotkanie burmistrza Zielonki, starosty Piotra Uścińskiego oraz radnych powiatowych z kierownictwem Komendy Powiatowej Policji – komendantem mł. insp. Dariuszem Krząstkiem i jego pierwszym zastępcą – mł. insp. Leszkiem Czaplickim. Poinformowano władze miasta i powiatu, że Komenda Powiatowa Policji złożyła do Komendy Stołecznej wstępną propozycję restrukturyzacji struktury Komendy Powiatowej, polegającą m.in. na ograniczeniu lub likwidacji komisariatów w Zielonce i Jadowie. Zaproponowano dwa alternatywne rozwiązania: 1. Likwidacja komisariatu (w budynku policji pozostaliby dzielnicowi i służby patrolowe). 2. Ograniczenie działania komisariatu (zlikwidowanie etatów dyżurnych, zastępcy komendanta oraz całodobowej pracy dyżurki, część zlikwidowanych etatów przeszłaby do służby patrolowej, część przeszłaby do innych zadań w powiecie).
Po południu, na komisji ds. bezpieczeństwa w Urzędzie Miasta Zielonka komendant Krząstek powtórzył, że zmiany miałyby na celu zwiększenie ilości służby patrolowej kosztem pracy administracyjnej komisariatów. Siedząc naprzeciwko oburzonych radnych i mieszkańców komendant poinformował, że Komisariat Policji w Zielonce zostałby włączony w struktury Komisariatu w Ząbkach. Pozostałby w dawnym budynku, ale zyskał status posterunku policji (bez całodobowej dyżurki). Pierwszy wariant przewidzianych zmian zakłada pozbawienie 20-tysięcznej Zielonki ośmiu etatowych policjantów, drugi wariat jest łagodniejszy – miasto straciłoby dwa etaty. Na pytanie radnego Roberta Deski o kryteria i metodologię, jaką komendant przyjął przesądzając o likwidacji właśnie komisariatu w Zielonce, kom. Krząstek wyjaśnił: (…)

Więcej na łamach Wieści.