spot_img
Strona główna Blog Strona 318

Rusza budowa szpitala

0

W minionym tygodniu informowaliśmy o decyzji Sejmiku o dokapitalizowaniu spółki Mazowiecki Szpital Wojewódzki Drewnica Sp. z o.o z przeznaczeniem na podwyższenie kapitału zakładowego. O skutkach tej decyzji z byłym wicemarszałkiem województwa Krzysztofem Strzałkowskim rozmawia Julita Mazur.

Był Pan współautorem uchwały przyjętej na ostatniej sesji Rady Sejmiku, która de facto uratowała szpital w Drewnicy. Na czym polegał pomysł pomocy Drewnicy?

– Cieszę się, że na sam koniec mojej pracy jako wicemarszałka województwa udało się doprowadzić do kompromisu w zakresie budowy nowego szpitala w Drewnicy. Placówki bardzo potrzebnej i jak wykazały analizy, prawie nie do zastąpienia. Radni województwa podnosili problem bardzo wysokich kosztów finansowych budowy szpitala. Z ponad 300 mln zł przeznaczonych na ten cel prawie połowa to odsetki od obligacji. W obecnej sytuacji budżetu Mazowsza radni nie chcieli się zgodzić na kolejne obciążenia.

Wspólnie przewodniczącym klubu radnych PO w Sejmiku Panem Wojciechem Bartelskim udało nam się doprowadzić do serii spotkań z samorządowcami z Ząbek, jak również pracownikami szpitala. Jednocześnie trwały prace mające na celu zmianę modelu finansowania szpitala. Udało się znaleźć dodatkowe 20 mln zł w budżecie województwa mazowieckiego w 2016 roku, które zasilą budowę szpitala. (…)

Więcej na łamach Wieści.

Przebieraniec, nie ułan

57

13-letni koń Dino od pięciu tygodni leżał na podmokłej łące w miejscowości Karolew, w gminie Tłuszcz. Tam skończył swój żywot, tuż po zakończeniu rajdu do Boruczy, na obchody do miejscowości Kąty Wielgi z okazji 151. rocznicy Powstania Styczniowego. Jak twierdzą świadkowie, zwierzę zostało zajeżdżone, a następnie pozostawione konające w błocie przez Andrzeja Michalika, „koniarza” z Kobyłki, organizatora popularnych uroczystości patriotycznych i rekonstrukcyjnych w powiecie. Właściciel Dino nie umie wytłumaczyć, dlaczego pozostawił „truchło” – (padłe zwierze) nie powiadamiając odpowiednich służb. O takim obowiązku wiedzieć powinien, bowiem od lat czynnie działał w komisjach i służbach ochrony środowiska.

– Z posiadanych przeze mnie informacji wynika, że podroż pięciu ułanów ze stajni „Galop” w Kobyłce zaczęła się bardzo źle. Po pierwszej godzinie jazdy wypadkowi uległ ośmioletni Lord, który skręcił kark. W niczym to jednak nie przeszkadzało trzem ułanom, by kontynuować dalszą jazdę. Być może owa pogoń i walka z czasem sprawiła, że w drodze powrotnej zagadkowemu wypadkowi uległ kolejny koń, 14-letni Dino. O ile uznać można, że wypadki losowe się zdarzają, o tyle trudno przyjąć, iż działo się to bez przyczyny – zaczyna swą wypowiedź młoda dziewczyna, pośrednio związana z ujawnieniem tego, o czym kilkanaście osób chciałoby szybko zapomnieć. Są wśród nich z pewnością ci, którzy byli uczestnikami wspomnianej wyprawy, na początku kwietnia bieżącego roku. Wyraźnie zdenerwowana kobieta zapewnia, że zrobi wszystko, by tę sprawę wyjaśnić do końca.     Najgorsze w tym wszystkim jednak jest nie to, że doszło do wypadków, ale naganna, wręcz nieludzka postawa jeźdźca, którym był Andrzej Michalik. Jest dla mnie rzeczą niezrozumiałą, jak miłośnik koni, a tak mówi o sobie prezes Stowarzyszenia Miłośników Kawalerii im. 1. Pułku Ułanów Krechowieckich, mógł pozostawić konającego konia na podmokłej łące nie powiadamiając służb, by te zabrały zwłoki. Jak racjonalnie wytłumaczyć fakt, że przez pięć tygodni ich zalegania, był na miejscu tragedii trzy razy i nie pomyślał o ich utylizacji? Nie wierzę, a mam ku temu podstawy, by radny powiatowy, członek komisji ochrony środowiska, myśliwy, przez trzy godziny, jak mówi, fachowo ratował konającego Dino. Nie docierają do mnie argumenty właściciela stajni „Galop”, który twierdzi, że w czasie reanimacji brodząc po pas w wodzie zamoczył telefon i nie mógł wezwać pomocy. Pytam: to jakim cudem zatelefonował do znajomych, by odebrali go z miejscowości Tuł – pyta miłośniczka koni. (…)

Andrzej Michalik przedstawia Wieściom swoją wersję zdarzeń: – Przygniótł mnie, padając na bok, mimo to udało mi się oswobodzić. Starałem, się go podnieść. Nie udawało się, zdjąłem siodło i dlatego też do pomocy poprosiłem chłopaków, którzy stali nieco dalej. Pomoc na nic się zdała. Co prawda Dino podniósł się raz, ale po chwili ponownie zapadł się w wysokiej trawie. Coś mu się działo. Walczyliśmy o niego przez trzy godziny. W pewnym momencie było widać, że Dino odchodzi, wyciągnął się, przestał oddychać. Wyciągnąłem telefon, chciałem ściągnąć pomoc, ale ten nie działał. W trakcie ratowania zamokły nam telefony. Brodziliśmy po pas w wodzie. Na niebie zmierzchało, wyszliśmy na drogę. Kolejny raz suszyliśmy telefony, wreszcie udało się i wezwaliśmy pomoc – opowiada Michalik. – Pieszo doszliśmy do Tułu i stąd zabrał nas samochód. Była już ciemna noc, dobrze po 22.00. Samochód oświetlał drogę koniom, którymi jechali nowi jeźdźcy. Następnego dnia rano przyjechałem po siodło. Jadąc myślałem, że stanie się cud i Dino odżyje, ale nie. Zostawiłem go na kępach traw. Rano leżał tak jak go zostawiliśmy, tylko pod ciężarem ciała lekko zanurzony w wodzie.(…)

Więcej na łamach Wieścikon1421b

Memy: broń na zakochanych w sobie włodarzy?

23

Już dziś wiadomo, że najbliższe wybory samorządowe w powiecie staną się przede wszystkim wojną na zdjęcia. A ponieważ starosta, burmistrzowie i wójtowie mogą pstrykać je na każdej miejskiej uroczystości i podczas „gospodarskich wizyt” na inwestycji, już dziś swoje oblicza chętnie umieszczają na urzędowych stronach www, w gminnych periodykach i rozsyłają do bezpłatnych gazet. Mistrzami w „strzelaniu foci” jest burmistrz Wołomina i starosta, którzy ściskali sobie dłonie już chyba na każdym możliwym tle. A ponieważ prawie wszyscy jesteśmy wzrokowcami i obraz pamiętamy najdłużej, nic dziwnego, że tego typu „pijarowe” sztuczki wykorzystywane są przy każdej możliwej okazji. Jak się jednak okazuje, wrzucone do sieci fotki szybko stają się bronią obosieczną. Przekonali się o tym ostatnio trzej włodarze, beztrosko spacerujący po remontowanej ulicy i pozujący do zdjęcia… (…)

Więcej na łamach Wieścimem1421

Narada ws. wysypiska

33

Ponieważ materia jest trudna, a protesty społeczne bardzo głośne, burmistrz Wołomina postanowił przedyskutować z radnymi sprawę rozbudowy wysypiska i planów wybudowania w Starych Lipinach instalacji, która w przyszłości stałaby się Regionalną Instalacją Przetwarzania Odpadów Komunalnych (RIPOK). By jednak wdrożyć zaawansowaną koncepcję władz gminy w życie, potrzebna jest uchwała o przyjęciu planu zagospodarowania tego terenu, nad którą pochylą się niebawem radni. Właśnie ich zdanie na ten temat zamierzał poznać burmistrz, który w minioną środę zaprosił radnych do urzędu. (…)

Więcej emocji na środowym posiedzeniu niewątpliwie wzbudziła kwestia rozbudowy wysypiska w Starych Lipinach. Niektórzy z radnych uważali, że niepotrzebnie wycofano z marcowej sesji niezbędny dla inwestycji projekt uchwały o przyjęciu planu zagospodarowania terenu. Teraz głos mieszkańców jest donioślejszy i przyjąć plan będzie znacznie trudniej. Podczas dwugodzinnej dyskusji przedstawiano argumenty, które zdaniem władz miasta przemawiają zarówno za budową RIPOK, jak i przeciw niej. Przypomniano, że budowa instalacji do utylizacji odpadów może przyczynić się stabilizacji podatku śmieciowego i daje pewną pracę dziesiątkom osób w MZO. Z drugiej strony przyznano, że nikt nie zagwarantuje utrzymania stawek za śmieci, ani tego, że za pół roku MZO wygra przetarg na wywóz odpadów.

Zastanawiano się także czy wołomiński RIPOK będzie konkurencyjny wobec podobnego, powstającego w Zielonce i co najważniejsze: jakie wpływy do miasta zapewni ta instalacja. (…)

Więcej na łamach Wieści.

Co z Kruczkiem?

3

Zdaniem naszego Czytelnika z Zielonki jezioro Czarne (Kruczek), umiejscowione na granicy Zielonki i Marek obumiera, podobnie jak życie wokół niego. Pamięta czasy, gdy teren ten cieszył się dużym zainteresowaniem zarówno mieszkańców, jak i podróżujących trasą 631 turystów. W otoczeniu jeziorka można było poleżakować na plaży, pograć w szachy, wypożyczyć kajaki i rowery wodne. Teraz jest to smutne, zaniedbane i opuszczone miejsce. – Czy władze Zielonki i Marek, współgospodarze tego terenu, nie mogliby współdziałać, by obszar znów przyciągał swoim urokiem? – pyta Czytelnik.

Jak się okazuje, zarówno władze Zielonki, jak i Marek nie mają sobie w tej kwestii niczego do zarzucenia. – Teren, na którym zlokalizowane jest jezioro Kruczek wraz z otoczeniem, stanowią własność prywatną. Gmina nie ma podstaw do zarządzania, ani zagospodarowania otoczenia tego zbiornika wodnego. Staramy się jednie systematycznie sprzątać śmieci – tłumaczy Elżbieta Jurczyk, sekretarz miasta Marki.

Urzędnicy w Zielonce przytaczają nam natomiast topografię terenu: Kruczek, droga dojazdowa do jeziora i parking leżą w Markach. Na terenie Zielonki znajduje się jedynie pomnik pomordowanych w 1944 r. który znajduje się około 100 metrów za jeziorem, w stronę Zielonki. Teren ten, jak twierdzi gmina, jest sprzątany ze śmieci.(…)

Więcej na łamach Wieści.

Nie naszym kosztem!

5

Ta informacja spadła na władze Zielonki i Jadowa jak grom z jasnego nieba. Pod koniec minionego weekendu włodarze przypadkowo dowiedzieli się o planach likwidacji komisariatów policji w ich gminach. Zaskoczeni i wściekli już dziś zapowiadają, że wykorzystają wszystkie legalne środki by bronić „swoich” mundurowych. Zaangażowali się także radni i mieszkańcy.

Od pierwszych chwil, kiedy pojawiła się ta wówczas nieoficjalna jeszcze wiadomość (przekazana przez Wieści), strona internetowa Zielonki wyraźnie się ożywiła. Burmistrz poinformował mieszkańców, że w związku z zamiarem likwidacji komisariatu policji w Zielonce wystąpił do przewodniczącego Rady Miasta o zwołanie nadzwyczajnej sesji Rady Miasta Zielonka. Zeskanował także oficjalne pismo do komendanta powiatowego policji, wnoszące o wyjaśnienia w zakresie pojawiających się informacji o likwidacji komisariatu.(…)

Sprawy toczą się błyskawicznie. W poniedziałek, w Starostwie Powiatowym odbyło się spotkanie burmistrza Zielonki, starosty Piotra Uścińskiego oraz radnych powiatowych z kierownictwem Komendy Powiatowej Policji – komendantem mł. insp. Dariuszem Krząstkiem i jego pierwszym zastępcą – mł. insp. Leszkiem Czaplickim. Poinformowano władze miasta i powiatu, że Komenda Powiatowa Policji złożyła do Komendy Stołecznej wstępną propozycję restrukturyzacji struktury Komendy Powiatowej, polegającą m.in. na ograniczeniu lub likwidacji komisariatów w Zielonce i Jadowie. Zaproponowano dwa alternatywne rozwiązania: 1. Likwidacja komisariatu (w budynku policji pozostaliby dzielnicowi i służby patrolowe). 2. Ograniczenie działania komisariatu (zlikwidowanie etatów dyżurnych, zastępcy komendanta oraz całodobowej pracy dyżurki, część zlikwidowanych etatów przeszłaby do służby patrolowej, część przeszłaby do innych zadań w powiecie).
Po południu, na komisji ds. bezpieczeństwa w Urzędzie Miasta Zielonka komendant Krząstek powtórzył, że zmiany miałyby na celu zwiększenie ilości służby patrolowej kosztem pracy administracyjnej komisariatów. Siedząc naprzeciwko oburzonych radnych i mieszkańców komendant poinformował, że Komisariat Policji w Zielonce zostałby włączony w struktury Komisariatu w Ząbkach. Pozostałby w dawnym budynku, ale zyskał status posterunku policji (bez całodobowej dyżurki). Pierwszy wariant przewidzianych zmian zakłada pozbawienie 20-tysięcznej Zielonki ośmiu etatowych policjantów, drugi wariat jest łagodniejszy – miasto straciłoby dwa etaty. Na pytanie radnego Roberta Deski o kryteria i metodologię, jaką komendant przyjął przesądzając o likwidacji właśnie komisariatu w Zielonce, kom. Krząstek wyjaśnił: (…)

Więcej na łamach Wieści.

Duczki: Samobójstwo 14-latka

43

Prokuratura w Wołominie ustala wszystkie okoliczności śmierci 14-letniego Kamila K., który w poniedziałek powiesił się na strychu swojego domu. Chłopiec był uczniem gimnazjum w Duczkach i to właśnie kłopoty w szkole miały, według najbliższych chłopca, popchnąć go do tak tragicznej w skutkach decyzji.

O tym, że Kamil miał problemy w szkole wiedzieli wszyscy, którzy go znali. Złe oceny na półrocze starał się poprawić, jednak jak wynika z relacji kolegów, z różnym skutkiem. Dwie z nauczycielek miały okazywać wychowankowi dużą niechęć, a jedna z nich w obecności klasy zapowiedziała mu nawet, że starania o lepszą ocenę i tak zakończą się porażką. Uczniowie mówią, że chłopiec dostał od nauczycielki jasny sygnał: nie przejdzie do następnej klasy.

Czy to był jedyny powód targnięcia się na swoje życie? Rodzice twierdzą, że zawiniły rażące błędy, popełniane przez pedagogów. Natomiast szkoła milczy. Nasze wielokrotne próby rozmowy z panią dyrektor zakończyły się niepowodzeniem. Dyrektor nie dała nam możliwości zadania pytania: czy miała sygnały, że dziecko było gnębione przez nauczycieli, czy wychowawca rozmawiał z rodzicami na temat kłopotów chłopca w szkole i czy wspólnie podejmowali próby pomocy uczniowi w trudnej dla niego sytuacji. Nie wiadomo też co dzieje się z wychowawczynią klasy Kamila, która według relacji uczniów i rodziców, źle odnosiła się do 14-latka. Ponieważ dyrekcja nie zdecydowała się przedstawić lokalnej społeczności rzeczywistej sytuacji, jaka miała miejsce w klasie Kamila, zmuszeni jesteśmy polegać na relacjach osób z otoczenia Kamila.

Jak dowiedzieliśmy się, podczas spotkania Rady Sołeckiej, które miało miejsce bezpośrednio po tragicznej śmierci dziecka, pani dyrektor przyznała, że nie kojarzy tego ucznia. (…)

Więcej na łamach Wieści

Wicepremier w Wołominie

6

W minioną sobotę w DJCHEM CHEMICALS POLAND S.A., największym zakładzie produkcyjnym w Wołominie i zarazem jednym z najbardziej ekologicznych przedsiębiorstw z sektora chemicznego w Polsce, pojawił się wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński. Wicepremier zwiedził hale produkcyjne zakładu chemicznego i nie ukrywał, że pozytywnie zaskoczyły go zarówno sam zakład, jak i informacje, prezentowane przez prezesa firmy Bogdana Domagałę.

Wszyscy zaproszeni goście, wśród których znaleźli się lokalni przedsiębiorcy, a także przedstawiciele miejscowych władz obejrzeli instalacje, znajdujące się w halach produkcyjnych, laboratoria i serwerownię wyposażoną w najnowocześniejszy system elektroniczny Delta V 2000, służący do sterowania produkcją. Firma zajmuje obszar ponad 5 ha strefy przemysłowej Wołomina, mieszczącej się przy ul. Łukasiewicza. DJCHEM CHEMICALS POLAND S.A. posiada największą na świecie instalację dwuetylohydroksyloaminy DEHA, i jedyną instalację antyozonantu DOX-1 w Europie (drugą posiada Goodyear w Akron, USA). Dzięki temu jest największym na świecie dostawcą komponentów potrzebnych do produkcji opon, głównie dla największych firm, takich jak: Continental, Pirelli, Michelin, Goodyear Europe. Jest też dostawcą nawaniacza do gazu ziemnego i gazu LPG w Polsce. Ponad 90 proc. dostaw tego produktu zapewnia właśnie zakład z Wołomina. Zakład chemiczny produkuje także stabilizatory do PCV, silikonu, stopery polimeryzacji w produkcji kauczuków, substancję odtleniającą wodę w elektrowniach i ciepłowniach oraz przeciwutleniacze dla wielu rodzajów farb. Jest też jedynym na świecie producentem substancji wykorzystywanej do wywoływania wysokiej rozdzielczości zdjęć satelitarnych.

Wicepremier usłyszał także, że DJCHEM CHEMICALS POLAND S.A. posiada na swoim terenie pełną infrastrukturę: zaopatrzenie w wodę, energię cieplną i elektryczną, a także systemy oczyszczania i utylizacji niebezpiecznych ścieków i odpadów. Jak deklaruje prezes Bogdan Domagała, zakład jest całkowicie ekologiczny, posiada własną oczyszczalnię hydrobotaniczną i chemiczną, a na jego terenie żyją zwierzęta, takie jak łabędzie, zaskrońce czy bażanty. Tuż obok zakładu mieści się stadnina koni. Zakład produkuje jedynie 5m³ ścieków przemysłowych na dobę. DJCHEM CHEMICALS POLAND S.A. wykorzystuje własne źródła energii oraz cały czas modernizuje instalacje i procesy technologiczne, dzięki czemu w każdym kolejnym roku obniżają się wskaźniki zużycia gazu ziemnego i energii elektrycznej. Zakład stał się światowym liderem w spełnianiu restrykcyjnych wymogów BAT (najlepsze techniki wytwórcze).

Podczas prezentacji, prezes wołomińskiego zakładu informował także o liczbie zatrudnionych w nim  osób. Pośród blisko 100 pracowników znajduje się wykwalifikowana kadra inżynierów, pracowników najnowocześniej wyposażonego laboratorium badawczego, a także specjalistów z dziedziny ratownictwa chemicznego. Z ich pomocy korzystają państwowe służby wówczas, gdy w rozpoznaniu zagrożeń zwykłe metody okazują się niewystarczające.

Obserwując reakcję wicepremiera Piechocińskiego dało się zauważyć, że był pod wrażeniem innowacyjności zakładu i jego symbiozy ze środowiskiem naturalnym. Być może takimi działaniami, uda się w końcu odczarować negatywny ostatnio wizerunek miasta. Szkoda tylko, że muszą to robić osoby prywatne…

jmaz

djch1420b

„Zielony Wołomin” – czyli mieszkańcy przeciw rozbudowie wysypiska

56

„Czy wiecie o „śmierdzącej niespodziance”, jaką szykują nam w wielkiej tajemnicy nasze władze? Urzędnicy w zaciszu gabinetów, bez wymaganych prawem konsultacji z mieszkańcami, anulowali poprzednie decyzje o zamknięciu wysypiska (co obiecywano od wielu lat!) i zaplanowali jego… powiększenie na skalę regionalną! Czyli zamiast oczekiwanej likwidacji składowiska, przedłużyli jego funkcjonowanie o kilkadziesiąt kolejnych lat! Składowisko w miejscowości Stare Lipiny w obowiązującym „Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Gminy Wołomin”, jak i zgodnie z dotychczasowymi Gminnym i Wojewódzkim Planem Gospodarki Odpadami było planowane do likwidacji wielokrotnie, ale najpóźniej z końcem 2014 r. Także obecny burmistrz Ryszard Madziar umieścił likwidację wysypiska i jego rekultywację na stok narciarski jako jeden z kilku głównych punktów swego programu wyborczego sprzed 4 lat… Wysypisko powstało w latach 70. i miało jedynie tymczasowo rozwiązać problem składowania opadów. Wtedy nikt nie troszczył się ani o ekologię, ani o dobro mieszkańców i wysypisko zlokalizowano w dorzeczu rzeki i na terenach podmokłych oraz niedaleko punktu poboru wody dla sieci miejskiej (tej, którą wszyscy pijemy). Zostaliśmy z tymczasowym wysypiskiem do teraz (to już 40 lat!). Dziś dodatkowo koryto rzeki Czarna stanowi ważny korytarz ekologiczny, łączący ze sobą dwa obszary Natura 2000. W uzyskanych dla nowego projektu decyzjach środowiskowych nie uwzględniono tego faktu, choć Rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 30 kwietnia 2013 r. zabrania składowania odpadów „w dolinach rzek i na terenach podmokłych”! Dziś na tym samym obszarze pozbawieni wyobraźni urzędnicy, nie bacząc ani na środowisko, ani na zdrowie mieszkańców, zaplanowali prawie 6 ha na inwestycję. W odległości zaledwie 350 m od najbliższych zabudowań i około 1 km od dużego osiedla mieszkaniowego (przy Al. Niepodległości) powstanie RIPOK (Regionalna Instalacja Przetwarzania Odpadów Komunalnych). Gmina Wołomin liczy blisko 50 tys. mieszkańców, a planowany RIPOK ma odbierać śmieci od co najmniej 120 tys. osób (górnej granicy nie określono!) – ponad dwukrotnie więcej niż liczy Gmina Wołomin. Czyli z okolicznych gmin także. Cała woda opadowa niewchłaniana na tym terenie będzie spływała w kierunku rzeki Czarna i zabudowań żyjących tam ludzi. W sposób zastraszający wzrośnie nie tylko ilość przerabianych u nas odpadów, ale też liczba ciężarówek je dowożących, które zakorkują nasze i tak zapchane już drogi, często już teraz wymagające pilnego remontu. Kompletowanie niezbędnych pozwoleń i dokumentów odbywa się w wielkiej konspiracji. Proceder trwa od dwóch lat! W styczniu 2013 r. nie wykonano wymaganych prawem konsultacji społecznych do opracowywanej Decyzji Środowiskowej i nie poinformowano mieszkańców w sposób prawidłowy i skuteczny o planowanej inwestycji – ogłoszenie zamieszczono jedynie na tablicy ogłoszeń Urzędu Miasta Wołomin i na stronie Biuletynu Informacji Publicznej (do dzisiaj nie możemy go odnaleźć w BIP). A w najbardziej gorączkowym okresie roku, czyli w czasie Świąt Bożego Narodzenia i Sylwestra wyłożono Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego dla omawianego terenu celem wnoszenia ewentualnych uwag. O tych obydwu terminach ani radni sołeccy, ani mieszkańcy Lipin Starych (czyli terenu, na którym planowana jest inwestycja) nie zostali poinformowanie przez swojego sołtysa. Mimo to uwagi do planu wnieśli właściciele graniczących z inwestycją działek, którzy od wielu miesięcy monitorowali sprawę. Wszelkie ich sugestie i uwagi zostały… oddalone. Pozostali mieszkańcy o zamiarach MZO i władz dowiedzieli się „pocztą pantoflową” dzień przed marcową Sesją Rady Miasta, podczas której miał być uchwalony Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego dla tego terenu. W wyniku społecznej dezaprobaty zdjęto jego uchwalenie z porządku obrad. Wcześniej, bo w lutym 2014 r., w rozstrzygniętym przetargu na rozbudowę MZO wyłoniono wykonawcę tej wartej 14,5 miliona inwestycji. Inwestor, choć posiada uzyskane niezgodnie z prawem i obowiązującym Studium dokumenty, wystąpił 16 kwietnia 2014 r. do Starostwa o pozwolenie na budowę (sprawa w toku).”

Więcej na łamach Wieści

A miało być fajnie…

16

W minioną niedzielę około godziny 19.00 grupa sześciu kolegów w wieku 15-17 lat wybrała się na przejażdżkę częściowo zdemontowanym pojazdem Peugeot 306. Jadąc ul. Kurkową na trasie Jasienica – Miąse, na fragmencie nieutwardzonej drogi gruntowej od Jasienicy w kierunku ul. Popiełuszki, kierujący pojazdem 17-latek (bez prawa jazdy) stracił panowanie nad  samochodem i uderzył w przydrożne drzewo.(…)

Więcej na łamach Wieści

wypadek1420b